@Gracz_Komputerowy Nie wiem, czy ktoś chciałby to dzisiaj czytać
Należałoby to najpierw zredagować jakoś...
To raczej trochę niepowiązanych ze sobą historii, więc chronologia nie jest tam istotna.
Póki co, mogę wstawić jedną:
___
Żur - to było imię młodego żurawia, który mieszkał w Azylu.
Od małego przyzwyczajony do ludzkiego towarzystwa był bardzo miłym, towarzyskim ptakiem, którego interesowało wszystko, co człowiek miał na sobie.
Musiał sprawdzić dziobem wszystkie suwaki, guziki, sznurówki, zegarki, a nawet zawartość kieszeni z dokładnością celnika, zanim uznał, że człowiek posiadający tak ciekawe elementy, musi być wspaniałym przyjacielem dla żurawia.
Z czasem, żuraw nauczył się chodzenia przy nodze po stwierdzeniu, że dzięki temu nie zostanie zadeptany przez tłumy zwiedzających, ani rozjechany przez melexa.
Bardzo ułatwiło nam to pracę, ponieważ mogliśmy zarówno wychodzić z nim na spacery, jak i wykonywać prace na świeżym powietrzu w tym samym czasie.
Okazało się to jednak nie tak proste, jak sądziłem.
Pewnego dnia wyszedłem łapać świerszcze dla piskląt, a ponieważ Żur nie wychodził na spacer tego dnia, wziąłem go ze sobą.
Szybko zeszliśmy z alejki (zaalarmowani zaciekawionymi oczami zwiedzających) na łączkę, gdzie zazwyczaj zbierałem owady.
Gdy złapałem już kilka koników polnych, żuraw zrozumiał co robię i podszedł do mnie. Kiedy już-już miałem złapać kolejnego, tłuściutkiego konika, moje dłonie wyprzedził spory, szary dziób i już było po koniku.
Spojrzałem na Żura karcąco i odsunąłem się od niego polując na kolejny okaz owada. Tym razem, znów żuraw był szybszy.
Po paru minutach, spostrzegłem, że populacja koników polnych w moim pojemniczku się nie zmienia, a gdy kolejny piękny konik trafił do dzioba żurawia w ostatniej chwili przed złapaniem go przeze mnie, straciłem cierpliwość.
- ŻURU, TY DRANIU !! - zawyłem na całą okolicę wzbudzając zainteresowanie grupek zwiedzających ogród osób.
-TO MOJE KONIKI POLNE! MOJE! MOJE! MOJE!!! ROZUMIESZ, SZAROBURY ZŁODZIEJU OWADÓW?! - gdy kontynuowałem kazanie, Żur rzucił mi spojrzenie "a udław się SWOIMI konikami polnymi" i obraził się.
Oddalił się powoli, z gracją i z miną urażonego baranka ofiarnego.
Żur nie potrafił się długo gniewać i do Azylu wracaliśmy już razem licytując się, kto złapał więcej koników.
Gdy weszliśmy do Azylu, spotkaliśmy Nikę, która spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Tomek, zwariowałeś? Wziąłeś żurawia na łapanie koników polnych? Przecież on wszystkie...
- Wiem, Nika. Ale on już nie...