@VonTrupka
Jako młokos po szkółce byłem na statku u szkopa, jako kucharz.
Miała być bajka i żegluga wielka, wyszło jak zwykle.
Była taka bida, że nie było z czego gotować.
W chłodni znalazłem zamrożony: chleb tostowy, kotlety baranie z kostką i coś pomiędzy pasztetem/mortadelą/karmą dla psów.
Na tych frykasach, płynęliśmy z Çanakkale do Ostendy, czyli całe Śródziemne i La Manche.
Weszliśmy po paliwo do Ceuty i zrobił się mały bunt - załoga miała dosyć.
Stary miał kupić żarcie albo papa.
Zrobiła się chryja, przyjechała policja i z jej i ITF-u pomocą pożegnaliśmy ozięble pana armatora.
Okazało się, że kapitan jest jednocześnie właścicielem statku.
Oczywiście skurwysyn nie zapłacił.
Na odchodne, w ramach przyjaźni polsko-niemieckiej, przytuliłem tasaczek z hiszpańskiej stali i "zgubiłem" klucze do kuchni i chłodni.