#filozofia #stoicyzm


Moje dalsze rozważania na temat cierpienia:


Podzieliłem źródła cierpienia na trzy grupy:


Grupa 0, cierpienie fizjologiczne jako niespełnione potrzeby organizmu do życia. W kolejności malejącej ważności: tlen, ciepło, woda, pożywienie. Nie ma co się rozwodzić, wiadomo że jak ich brakuje, to każda żywa istota cierpi. Na tym poziomie są rośliny.


Grupa 1: cierpienie fizyczne jako realne zagrożenie bezpieczeństwa, przez uraz fizyczny ze strony innej istoty żywej, urazy mechaniczne, czy termiczne. Można je obiektywnie potwierdzić np wiadomo że jak płonie las i parzy zwierzęta to będą one cierpiały. To cierpienie charakteryzuje zwierzęta jako wyższe istoty niż rośliny (tak wiem że są podejrzenia że rosliny też czują ale na razie nie wnikam w ten temat). Co ważne cierpienie w tej grupie również jest obiektywne łatwe do fizycznego potwierdzenia i często też wspólne dla większej liczby jednostek. A recepta na rozwiązanie tego cierpienia zwykle jest prosta: oddalić się od jego źródła.


I ostatnia grupa 2: cierpienie abstrakcyjne, wymyślone, subiektywne i bez większego obiektywnego sensu. Domena człowieka. A szczególnie człowieka współczesnego który ma zapewnione potrzeby z grupy 0 i brak zagrożeń z grupy 1. Otóż jest nam wmowione że mamy cierpieć. Czy noworodek cierpi bo ma niemarkowe spioszki? Albo niemodna kołyskę?

A czy człowiek 1000 lat temu cierpiał że nie działa mu w samochodzie klimatyzacja? Albo że ma za wolny internet?


99% współczesnego cierpienia wymyślamy sami sobie. To cierpienie i jego sens zaczyna i kończy się w naszej głowie. Dlatego nie ma szans żeby ktoś nas w nim zrozumiał. I dlatego nigdy się nie kończy bo zawsze można wymyśleć nowa niespełniona potrzebę. Całe życie cierpimy bo uważamy ze nasze życie jest gorsze niż zaslugujemy a czym więcej mamy dookoła możliwości, tym uważamy że zaslugujemy na więcej.


I jest to cierpienie tylko i wyłącznie ludzkie. Czy więc zostaliśmy stworzeni aby cierpieć? Czy może bez sensowne cierpienie czyni nas ludźmi?


Czy jeśli porzucimy ciągle gonienie za luksusami to wyrzekamy się części człowieczeństwa i stajemy się bliżsi zwierzętom? Pies zje, położy się w ciepłym kącie i jest szczęśliwy. Czy poczucie szczęścia po tym jak zjemy sobotni obiad i pójdziemy na drzemkę na hamaku to marnowanie ludzkiego potencjału? No i co lepsze: być szczęśliwym psem czy nieszczęśliwym człowiekiem?

Komentarze (6)

onpanopticon

@NatenczasWojski Gdyby człowiek zadowalał się stanem "jakotako", to jako ludzkość zatrzymalibyśmy się na poziomie neandertalczyka i pewnie dawno wyginęli.


Poza tym nazywanie tego "cierpieniem" jest moim zdaniem mocno przesadzone. Część osób z zaburzeniami być może tak. Jednak dla większości to są po prostu jakieś tam trudy życia, ale nie żeby porównywać brak klimatyzacji, czy zepsute auto do odciętej ręki.


Porzucanie jakichś tam pogoni nie sprawi, że będziesz szczęśliwy bo zjadłeś, tylko dostarczy całej masy innego rodzaju zmartwień.


Ogólnie jestem zdania, że jeśli ktoś bardzo chce sobie tak wszystko utrudniać, to rzeczywiście się zakręci i będzie cierpiał. Niemniej sądzę, że to już należy do jakiegoś spektrum depresyjnych, albo innych zaburzeń psychicznych. Przeżyłem w życiu naprawdę wiele rozczarowań, trudności, nie jestem nawet w 1% tam gdzie bym sobie wymarzył, ale w życiu nie nazwałbym tego cierpieniem. Raczej dużym dyskomfortem, jakimś ciężarem, ale bez jaj. Oczywiście mówię o przykładach które podałeś, a nie o utracie kogoś bliskiego, bo to rzeczywiście jest cierpienie, z tym że ono potrafi być wręcz fizycznie namacalne.

Alembik

@onpanopticon Cóż, twoje wnioski w sumie ładnie podsumowują czemu jestem nieco sceptyczny do takich rzeczy jak buddyzm, czy stoicyzm.

onpanopticon

@Alembik Jako remedium na całe zło i sposób na życie dla ludzkości - z pewnością nie są to najmądrzejsze rzeczy. Aczkolwiek wszystkie z gruntu nieszkodliwe nurty, które mogą dać jakimś konkretnym osobom drogowskaz, pociechę, czy oparcie - są moim zdaniem jak najbardziej okej.


Trochę jak z hobby, nie wciśniesz każdemu lepienia modeli, ale dla kogoś będzie to best time ever. Podobnie jest i z tym. Do niektórych to trafi i jeśli pozwoli zachować spokój ducha, to dobrze dla nich. Problemem jest tylko to, że często później przyjmuje to jakąś formę misyjności i niczym jehowi na siłę wmawiają innym, że odnaleźli jedyny prawdziwy sposób na życie. No i potem powstają takie konkluzje jak kolegi wyżej, w których ktoś czuje się mocno objawiony stoickim podejściem, a nie zauważa, że jego postrzeganie rzeczywistości może być mocno zakrzywione i przesadzone.

pingWIN

@NatenczasWojski Porównywanie człowieka i jego szczęścia do zwierzęcia czy noworodka? Szczęście to nie tylko zaspokojenie potrzeb fizjologicznych. To dopiero fundament, warunek konieczny, ale nie wystarczający. Odpoczynek to nie marnowanie ludzkiego potencjału, ale należy znaleźć w tym wszystkim balans. Żadna skrajność nie jest dobra. Emeryci, którzy mają sporo wolnego czasu wcale nie są najszczęśliwszą grupą społeczną, itp.


Nie myślę też, że człowiek 1000 lat temu cierpiał, bo nie działa mu w samochodzie klimatyzacja albo ma za wolny internet. Nie zgadniesz czemu - bo nie było wtedy samochodów ani internetu. Większość ludzie nie umiała też czytać, ani pisać. Wierzono, że cierpienie to forma oczyszczenia, próba od Boga i czasem zadawali sami sobie cierpienia, aby zbliżyć się do Boga (biczowanie się, posty). To było to ich wymyślone Twoje cierpienie - strach przed potępieniem.

Man_of_Gx

@NatenczasWojski To formalnie bardzo interesujące jednakowoż zacząłbym od pomiaru izolacji narzędzi bo któreś cię chyba od czasu do czasu doziemia :')


Gx

camonday

3: cierpienie psychiczne, sprowadzające się do strach przed byciem samemu. Bo jeśli cierpisz psychicznie z powodów fizycznych to niech będzie to grupa 1. Ale sama obawa przed byciem samym... Cierpieli na to ludzie 1000 lat temu cierpią noworodki, bycie samemu zmniejsza szanse na przeżycie chociaż nie jest bezpośrednią przyczyną zagrożenia fizycznego lub fizjologicznego

Zaloguj się aby komentować