Dzisiaj to bardziej #zyciejestdodupy niż #zyciejestdobre ale widzę nikt się nie poczuwa więc napiszę ja.
Najpierw myślałem, że wyskoczę z balkonu i skończę swój żywot (nie no nie aż tak, trochę dramatyzuje). Wróciłem o 6 z roboty(niestety w niej nie pospałem, może z godzinę mi się przymknęlo oko) i zastałem płaczącego szczypiora który dokuczał żonie od 3 w nocy... Po moich nockach robimy tak, że żona idzie spać a ja pilnuje młodego kilka h, jak śpi i mogę się kimnąc to tak do 11-12 go pilnuje a dzisiaj to się szaleju najadł chyba no za nic go uspokoić nie mogłem o uśpieniu już nie wspomnę
No ale tak od 10 do 14 udało mi się przespać i jakoś to złagodziło te emocje...
Później przyjechała moja mama i zajęła się młodym a ja z żoną pojechaliśmy na 1,5h na działkę. Nawet już się nie wkurwialem na cześć działki zwana kiedyś sadem, po prostu pogodziłem się z tym, że tam na razie będzie chujowo i skupiłem się na części zwanej rekreacyjną, wymontowalem pompę żeby mi nie pękła jak wczesniejsza po zimie, trochę przekopałem część warzywnika, schowałem węża ogrodowego, zabrałem cebulę bo mi się już na chacie skończyła i czosnek wziąłem bo będę go piekł.
Także reasumując po przygnębiającym początku dnia później było już nawet znośnie
PS: patrzcie jak mi marchewka obrodziła xDDD
Zasady:
Osoba z największą ilością piorunów w komentarzu wrzuca jutro post na #zyciejestdobre w godzinach: 18-20. Gdyby jednak z jakiegoś powodu nie wrzuciła, to każdy obserwujący tag, kogo akurat najdzie na to ochota, ma prawo to zrobić i zebrać kilka piorunów. A wiadomo, że piorun to twarda waluta i piechotą nie chodzi.

