@TRPEnjoyer "zapomniał" To akurat klasyka gatunku wszędzie- stawianie znaków czy trzeba czy nie, a potem niech stoją, póki znak stoi to ograniczenie istnieje i jest okazja do łapania frajerów na jakiś lewy fotoradar. I tak jest na normalnych drogach, na dwupasmówkach, a nawet na jakiś wypizdowach, gdzie dosłownie nic nie ma. Kiedyś taką drogą pośrodku niczego. Naokoło pola, żadnych domów, żadnych skrzyżowań, żadnych dojazdówek, łączników, no niczego. Aż cud, że asfalt tam był. Droga równa jak stół. Jedziesz, jedziesz i nagle tak z dupy ograniczenie do 30. Tak z chuja, nawet bez ekstra znaków, że gołoledź czy coś, czego też nigdy po zimie nie ściągają. Ograniczenie, które się nie kończy i nie kończy i nie kończy. I tak sobie jedziesz, a w pewnym momencie zaraz przy drodze są krzaki. Jedne jedyne w tej okolicy. No ale potem się można popucować do takich oszukanych statystyk, że akcja znicz czy inne światełko była spektakularnym sukcesem, bo tylu to straszliwych przestępców złapali co to w strefie zatrzymali pirata-rajdowca-mordercę który jechał 70. A to, że ta "strefa" była pośrodku niczego i to ograniczenie tam nie ma żadnego uzasadnienia to ciii. Tak samo jechałem kiedyś dwupasmówką- nagle ograniczenie do 50 ciągnące się z 1,5 kilometra. Po co? Gdzie haczyk? Ano bo na tym krótkim odcinku jest lekki zakręt w prawo, na którym jest zatoczka, gdzie uwielbiają się co jakiś czas kitrać niebiescy. To tak jakby się ktoś dziwił czemu pełecjanci mają taki ból dupy o odpalonego yanosika.