Zacznę od tego od czego zacząłem przygodę z monodeserami. Wcześniej piekłem klasyczne ciasta i szukałem inspiracji na jakiś japonsko-koreanskich kanałach ASMR. Kilka przepisów mi się spodobało, odtworzyłem je ale jakoś się w nich nie zakochałem. Znalazłem któregoś razu filmik z Ratatouille na kanale Bruno Albouze i poszukalem czy ma jeszcze coś fajnego. Znalazłem to: https://youtu.be/\_FMlKUHlqd8
Biłem się mocno z myślą że wydam ponad 100 zł na formę która zrobię tylko jeden deser ale stwierdziłem któregoś razu że za hajs z KORPO baluj no i sobie sprawiłem taka identyczna za 140 zł z firmy SilikoMart. Polecam ich formy swoją drogą.
Dorwałem przepis od Bruno i jakby ktoś chciał to jest tutaj: https://drive.google.com/file/d/1uHBRdBfItoavOoxXtdU\_WVH1D8eRVuNA/view?usp=drivesdk
Zelka to sok jabłkowy z kawałkami jabłka i mus z białej czekolady.
Zaskoczeniem była dla mnie pektyna jabłkowa(która to jest głównym składnikiem zelfixow) i to że żelatyna jest w arkuszach(co bardzo poprawia flow pracy bo denerwowała mnie maź która robiła się z takiej w proszku).
To był początek. Zacząłem z 2 lata temu. Wtedy mało kto miał takie cuda dostępne w Krakowie, albo ja byłem nieobyty i nie wiedziałem że takie coś jest. Teraz znam parę miejsc m.in. Alter ciacho i Słodkości by Oskar Zasuń.
W zasadzie to pierwsze monoporcje w tej formie zrobiła moja żona, za co się oburza po dziś dzień, bo to ona jako pierwsza zaczęła a cała chwala przypada teraz mi.
Później robiłem dalej i zrobiłem coś co tygryski lubią najbardziej czyli czelendze. Ile najwięcej dam radę zrobić. Chyba max to było 50, bo tyle zamrażarka wytrzymała, co uważałem za wielki wyczyn do czasu... Ale to już historia na inny wpis
#radiopiecze



