Wielkie miasta jednak ryją kobietom głowy.
Mam taką znajomą, w zasadzie daleką kuzynkę. Dziewczyna 31 lat, pochodzi z niewielkiego podwarszawskiego miasteczka. Zawsze znałem ją jako taką miłą, trochę prowincjonalną dziewczynę, taki dobry "materiał" na żonę. Z normalnego domu, żadne patologie, czy zjebanie religijne.
Wszystko było fajnie do momentu jak stwierdziła, że przeniesie się do Stolicy "robić karierę" jako dwudziestoparolatka. Kariera wyglądała tak, że pracowała w jakiejś agencji reklamowej i wymieniała facetów literalnie co miesiąc. Ile razy u nich nie byłem, to słyszałem opowieści z kim to Zuza aktualnie nie jest. Gdy stukneła 30-ka Zuzie chyba znudziła się kariera, bo znalazła sobie jakąś mało wymagającą pracę w rodzinnej miejscowości, zamieszkała z powrotem w rodzinnym domu, kupiła psa i zaczęła pasjonować się ezoteryką i zdrowym trybem życia.
Jak z nią ostatnio rozmawiałem, to wyznała że szuka idealnego faceta na tinderze i znaleźć nie może. Dzieci? Niee, jest pies przecież. Gotowanie? Niee, mama robi obiady. A licznik rośnie.
Zaznaczam, że dziewczyna ładna, nie jakiś kaszalot.
I tak to pewnie w wielu przypadkach wygląda - kobiety nakręcone przez "lajfstajl" gonią króliczka i zapewne nigdy go nie dogonią.
#hydepark #spoleczenstwo

