W pierwszej części tej historii zrobiłem ankietę i pragnę zaznaczyć (mimo dość podejrzliwych komentarzy), że żadna z tych odpowiedzi nie jest zła na tle przedstawionego przeze mnie kontekstu. Dla kogoś kto mógłby być zainteresowany, wszystko wyglądało naprawdę obiecująco z realną szansą seksu/fbw/być może - związku. Można powiedzieć, że wrota, czy nogi, były otwarte.
Nie mniej, podobnie jak część z was, zainteresowany nie byłem. Postawiłem sprawę jasno, że do żadnych spotkań nie dojdzie i najdelikatniej jak mogłem, dałem do zrozumienia, że no... spóźniła się o kilka lat. No i spoko, podteksty ucichły, flirty tak samo. W sumie na tym temat można zamknąć, ale rozmowy się utrzymywały, co prawda rzadziej, ale były.
Po tym gdy wyznaczyłem granice tej koleżeńskiej relacji, zauważyłem ciekawe karuzele nastroju. Zacząłem dopytywać i koniec końców któregoś dnia wyżaliła się, że uczęszcza na sesje terapeutyczne, powołując się na liczne powody zerwania długoletniego związku (dużo dram). Brała leki, które mieszała z alko. I o ile ze wszystkiego da się wyjść, a w większości spraw można pomóc, tak najgorsze w tym wszystkim było to, że ma potwierdzoną, zdiagnozowaną chorobę dwu-biegunową. ;/
Także ten... Nie ukrywam, miałem niezły 'mind-fuck' po wysłuchaniu historii jej przeszłości i większości jej ówczesnych problemów. Przeczytałem dość sporo o tej przypadłości. Osobiście, po ludzku szkoda - jak zawsze z resztą, gdy człowieka dotyka nieszczęście. Wolałbym jednak zapamiętać ją taką, jaką była z czasów szkoły średniej. ;/
#prawdziwehistorie
TLDR: Nie tyknąłem bezdzietnej, zgrabnej koleżanki z problemami psychicznymi. End of story.