Tak sobie liczę po raz setny hajsiwo, które potrzebuje na mieszkanie i taka mnie naszła refleksja, że w sumie jak już dostanę ten kredyt i się zadłużę na 30 lat, to mój standard życia znacząco wzrośnie. Obecnie żyje od kilku już lat jak robak, oszczędzając dosłownie na wszystkim, bo wiadomo, trzeba zbierać na mieszkanie. A jak już wezmę ten kredyt, to po opłaceniu raty, czynszu, rachunków itp. to co zostanie, będę mogła wydać na siebie, bo w bezpiecznym kredycie się nie opłaca nadpłacać, a ja nawet nie będę mogła przez pierwsze 3 lata. Przez te kilka lat toczyłam tą kulkę gówna zwana wkładem własnym, mozolnie jak hybryda żuka gnojarza z Syzyfem, bo ciągle jej wtoczyć przez rosnące ceny mieszkań nie mogłam i tak sobie odmawiałam coraz większej ilości rzeczy. Nowe ciuchy? E, ze szmat jest taniej, zresztą ta dziura w spodniach jest prawie niewidoczna. Wyjście na miasto? Piwo u znajomych smakuje tak samo dobrze, a ile tańsze, a po prawdzie to po co mi ci znajomi, daleko mieszkają a paliwo drogie. Wyjście do dentysty? Pół roku czekania na wizytę na nfz to wcale nie tak długo, zresztą ząb może w końcu sam wypadnie i piniądz na leczenie zaoszczędzony. Aż założyłam hasztag w wiadomościach z przyjaciółką #ajakkupiemieszkanie bo sobie tak snułyśmy plany co my to nie zrobimy z tym hajsemjak już kupimy mieszkanie, prawie jak 17 latki myślące, że w osiemnastkę magicznie odmieni się ich życie a świat stanie otworem. Ciekawa jestem, czy jak już odłożę tę poduszkę finansową, naprawię auto, ogarnę najpilniejsze zdrowotne rzeczy to będę w stanie rzeczywiście cieszyć się życiem, czy lata samotresury zrobią swoje i dalej będę pilnować każdego grosza.
A Wy jak mieliście?
#mieszkanie #kredythipoteczny #kredyt2procent #przemysleniazdupy