Tajemnica Macierewicza.

Tajemnica Macierewicza.

hejto.pl
Skopiowałem tekst z Newsweeka, gdyż jest za paywall.

Sprawa rosyjskiego szpiega sprzed 30 lat, która uderza w Antoniego Macierewicza, została utajniona przez ABW, a sędziego, który wcześniej ją odtajnił, spotkały represje wyjątkowe nawet jak na realia PiS. Co kryją akta? Jaką rolę odgrywa w tej sprawie Sławomir Cenckiewicz?
Grzegorz Rzeczkowski

Do września 2019 r. szykany wobec Piotra Raczkowskiego przebiegały w zasadzie standardowo. Gdy w 2015 r. PiS przejmowało władzę, Raczkowski – wtedy sędzia wojskowy w stopniu pułkownika – był prezesem sądu garnizonowego w Warszawie i wiceprzewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa. Na celowniku Zbigniewa Ziobry i jego ludzi znalazł się niedługo potem, gdy przeciwstawił się atakowi na wymiar sprawiedliwości i wziął w obronę znienawidzonego przez władzę sędziego Waldemara Żurka, ówczesnego rzecznika KRS. Raczkowski został odwołany z funkcji prezesa, a także z delegacji do stołecznego sądu okręgowego, w którym orzekał od 2010 r. Nadal jednak mógł pracować jako sędzia.

W tym samym czasie powołana przez niego jako prezesa sądu garnizonowego wewnętrzna komisja dokonała rutynowego przeglądu tajnych spraw z archiwum. Jedną z nich była sprawa Marka Zielińskiego, który w latach 1981-1993 pracował dla rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Wpadł w wyniku operacji kontrwywiadowczej Urzędu Ochrony Państwa i w 1994 r. został skazany na dziewięć lat więzienia.

W listopadzie 2016 r. Raczkowski na wniosek trzyosobowej komisji, w której zasiadało dwóch sędziów oraz szef sądowego archiwum, podpisał zarządzenie o odtajnieniu akt tej sprawy. Co ważne, komisja zgodnie z procedurą musiała poinformować o tym prokuraturę wojskową. Nie znaleźliśmy żadnej informacji, która wskazywałaby, że prokuratura wniosła do tego zastrzeżenia. – Decyzja rutynowa. Komisja na podstawie przeglądu dokumentów decyduje, co należy odtajnić, a co nie, prezes sądu tylko to formalnie zatwierdza – podkreśla Raczkowski w rozmowie z "Newsweekiem", pierwszej na temat tej sprawy, którą odbył z dziennikarzami. Właśnie ta decyzja uruchomiła lawinę szykan ze strony służb i prokuratury. Dołączyli się nawet prezydent i posłowie PiS.

Rok po odtajnieniu o dostęp do tych akt wnieśli dziennikarze. Wśród nich Anna Gielewska, która razem z Marcinem Dzierżanowskim pracowała nad książką – biografią Antoniego Macierewicza. Zgodę dostała, choć bez możliwości wykonywania fotokopii. To, co znalazła, było na tyle elektryzujące, że sprawie poświęciła dwa z podrozdziałów książki "Macierewicz. Biografia nieautoryzowana", która ukazała się w czerwcu 2018 r. Z akt sprawy agenta Zielińskiego wynikało, że Macierewicz w 1992 r. jako minister spraw zagranicznych w rządzie Jana Olszewskiego zastopował operację kontrwywiadu, która mogła doprowadzić do rozbicia rosyjskiej siatki szpiegowskiej w Polsce. Jeszcze bardziej bulwersujące były okoliczności całej sprawy.
IPN utajnił akta

Wróćmy do sędziego Raczkowskiego. Gdy ukazała się książka Gielewskiej i Dzierżanowskiego, jeszcze w tym samym miesiącu o dostęp do akt wystąpił historyk Sławomir Cenckiewicz, czyli jeden z najbardziej zaufanych ludzi Macierewicza, od niedawna szef sejmowej komisji do spraw badania rosyjskich wpływów. Przez parę dni przyjeżdżał do sądu i analizował akta starej sprawy. Czy ktoś go tam wysłał? Czy też zrobił to z własnej inicjatywy? Z kim podzielił się zebranymi informacjami? Nie wiadomo, bo na pytania "Newsweeka" Cenckiewicz nie odpowiada.

Pewne jest, że po jego wizycie wydarzenia potoczyły się w zaskakujący sposób.

Niedługo potem o akta wystąpił prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Dopatrzył się, że zawierają one kilka dokumentów, których sąd nie odtajnił, ale zmienił im klauzulę z "tajne" na "poufne", i w listopadzie 2018 r. poinformował o tym Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W konsekwencji ABW wystąpiła do IPN o przywrócenie tajności materiałów tej sprawy, a IPN utajnił wszystkie 14 tomów akt. – To wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Nie ma powodu utajniać czegoś, co stało się jawne, a w dodatku za pośrednictwem dziennikarzy udostępnione opinii publicznej w formie książki, która sprzedała się w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy. Czysty absurd – twierdzi nasz rozmówca związany ze służbami, który wielokrotnie stosował ustawę o ochronie informacji niejawnych. Ale na tym nie koniec. Dzięki temu, że akta przejął IPN, ABW nie musiała już zwracać się o do sądu garnizonowego, który powinien przywrócić klauzule jako ten, który je zniósł.

– Komisja w sądzie przeoczyła, że w kwestii tych dokumentów decyzje powinna podjąć ABW jako spadkobierca UOP. W mojej ocenie nie było uzasadnienia dla ponownego utajnienia sprawy w całości, ani też wydania tej decyzji przez IPN, zamiast przez sąd – podkreśla Raczkowski.
"Noc teczek"

To wystarczyło, by ABW we wrześniu 2019 r. zawiadomiła prokuraturę, a ta wszczęła śledztwo. Co ciekawe, nie ze względu na możliwe ujawnienie tajemnicy, ale niedopełnienia obowiązków przez sędziego, a nie – to kolejna zastanawiająca kwestia – przez członków sądowej komisji. Następnie prokuratura wystąpiła o uchylenie Raczkowskiemu immunitetu. W grudniu ubiegłego roku Sąd Najwyższy prawomocnie odrzucił ten wniosek. Co dalej ze sprawą, nie wiadomo, bo prokuratura konsekwentnie milczy, nie odpowiadając na nasze pytania.

Nie do końca wszystko poszło jednak tak, jak Raczkowski oczekiwał. Mimo że z zasady rozprawy w sprawach dyscyplinarnych są jawne, w tym przypadku sprawa została objęta klauzulą tajności. Nie wiadomo więc, jak sąd uzasadnił swoją decyzję. – Chodzi o to, by sprawa szpiegowska w ogóle nie pojawiła się w obiegu publicznym – twierdzi Raczkowski, dla którego nie był to koniec kłopotów.

Do wiosny 2023 r., przez sześć lat nie orzekał, bo gdy w 2017 r. komisja lekarska uznała go za niezdolnego do służby wojskowej, zgodnie z prawem złożył wniosek o przeniesienie do sądu cywilnego. Jednak najpierw przez cztery lata prezydent Andrzej Duda nie zatwierdzał nominacji, a następnie, bez podania przyczyn, odmówił Raczkowskiemu. Pat trwał, bo mimo prób ze strony ministerstwa sprawiedliwości i resortu obrony nie udało się również przenieść sędziego w stan spoczynku. W obu przypadkach nie wyraziła na to zgody neo-KRS. W końcu sędzia wrócił do orzekania w sądzie wojskowym – ale już jako cywil – dopiero w marcu tego roku. Jednak nie na długo. Pod koniec lipca na wniosek ministerstwa sprawiedliwości Sejm głosami PiS uchwalił niekonstytucyjny przepis nakazujący przeniesienie w stan spoczynku sędziego sądu wojskowego, który został zwolniony ze służby wojskowej. Został okrzyknięty "lex Raczkowski", bo dotyczy tylko jego. Gdy wejdzie w życie – a stanie się to w połowie listopada – sędzia będzie musiał przejść na emeryturę, choć na razie nie wiadomo, kto ma wydać taką decyzję, bo tego nie sprecyzowano.

Piotr Raczkowski nie ma wątpliwości, że szykany, które spotkały go po 2018 r., są konsekwencją decyzji umożliwiającej dziennikarzom dostęp do akt sprawy szpiegowskiej. – Zastanawiałem się, czy nie chodzi o moją działalność w KRS, ale takie wytłumaczenie do mnie nie przemawia. Dlaczego bowiem użyto przeciwko mnie artykułu dotyczącego nadużycia uprawnień, a nie ujawnienia informacji niejawnych? Dlaczego IPN utajnił całą sprawę, która pokazuje, że z niewiadomych powodów Macierewicz podjął decyzję o zatrzymaniu operacji kontrwywiadowczej? Działania przeciwko mnie przyspieszyły po opublikowaniu informacji na ten temat w książce. Dlatego uważam, że z jakichś powodów partia rządząca uznała je za zagrożenie i postanowiła to zagrożenie zneutralizować – mówi Piotr Raczkowski.

Czy rzeczywiście można uznać taką teorię za uprawnioną? Anna Gielewska udostępniła nam swoje notatki z akt sprawy szpiegowskiej. Ponownie przeanalizowaliśmy też poświęcone jej fragmenty książki "Macierewicz. Biografia nieautoryzowana". Wynika z nich, że były minister nie tylko wstrzymał operację wymierzoną w rosyjski wywiad wojskowy, ale też, że w swoim bezpośrednim otoczeniu utrzymywał ludzi powiązanych z GRU.

Tamta operacja miała na celu rozpracowanie instalowanej w Polsce rosyjskiej siatki wywiadowczej. Chodziło nie tylko o zdobycie dowodów na zdradę Marka Zielińskiego, ale o coś znacznie ważniejszego i cenniejszego – identyfikację środków łączności, sieci kontaktów, oficerów prowadzących. Gdy pod koniec 1991 r. operacja była zaawansowana na tyle, że UOP nawiązał kontakt z rezydentem GRU w Polsce, do resortu spraw wewnętrznych, nadzorującego wówczas kontrwywiad wszedł nowy minister – Antoni Macierewicz. Jedną z pierwszych decyzji nowego kierownictwa było polecenie przerwania operacji. Bez słowa wyjaśnienia.

Gdy po "nocy teczek" Macierewicz stracił stanowisko, UOP wrócił do sprawy. Ale ze znacznie gorszym efektem. Funkcjonariusze kontrwywiadu zauważyli istotne zmiany w postępowaniu Zielińskiego. Nie był już jak wcześniej chętny do przekazania kontaktu na swego oficera prowadzącego z GRU, co – jak można przeczytać w dokumentach sprawy – "uniemożliwiło dotarcie bezpośrednio do oficera GRU i podjęcie stosownej gry operacyjnej. Wobec powyższego kierownictwo UOP-u podjęło decyzję o zaniechaniu dalszych gier operacyjnych w tej sprawie i ostateczne zrealizowanie procesowe sprawy w stosunku do Zielińskiego". Zieliński został zatrzymany jesienią 1993 r., gdy przekazywał dokumenty swemu oficerowi prowadzącemu z GRU pracującemu pod dyplomatycznym przykryciem attaché wojskowego. Rosjanin został wydalony z kraju, Zieliński trafił do aresztu, a następnie do więzienia. W śledztwie przyznał się do winy i złożył obszerne zeznania, które zajmują kilka tomów.

Wynikają z nich kolejne, niewygodne dla Macierewicza fakty. Zielińskiego, który pracował dla Rosjan od początku lat 80., z jego pierwszym oficerem prowadzącym poznał Józef Nadworski. To przyjaciel Zielińskiego, jego sąsiad z bloku i tak jak on, funkcjonariusz SB wyspecjalizowany w walce z opozycją. I ważna postać w tej historii.

Nadworski był oficerem prowadzącym tajnego współpracownika SB, a zarazem bliskiego współpracownika Macierewicza, Roberta Luśni i zarejestrowanego jako TW "Nil" Krzysztofa Chrisa Cieszewskiego. Ten pierwszy współpracował z Macierewiczem w latach 80. i 90., był darczyńcą jednej z jego spółek, w latach 2001-2005 – posłem Ligi Polskich Rodzin. Luśnia działał pod pseudonimem "Nonparel", został uznany za kłamcę lustracyjnego, który w latach 80. za pieniądze donosił na opozycjonistów z Ruchu Młodej Polski i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Tymczasem Macierewicz – mimo zapewnień, że jest inaczej – nie zerwał z nim współpracy. M.in. obaj aż do 2020 r. zasiadali we władzach związanej z Macierewiczem fundacji Głos. Luśnia jako prezes, a Macierewicz jako członek rady. Z tej relacji ten ostatni się nie tłumaczył, robili to za niego jego współpracownicy – m.in. Cenckiewicz – twierdząc, że Luśnia od 2005 r. nie pełnił żadnych funkcji w fundacji.

Cieszewski z kolei to były współpracownik podkomisji smoleńskiej i głosiciel spiskowej teorii o zamachu. Dziesięć lat temu było o nim głośno, kiedy okazało się, że jego twierdzenia, iż prezydencki tupolew nie mógł stracić skrzydła po zderzeniu z brzozą, opierają się na zdjęciu, na którym jest sterta desek, a nie złamana rzekomo jeszcze przed katastrofą brzoza. Gdy wyszła na jaw jego rejestracja jako TW, ujawniona przez Tomasza Sekielskiego, Macierewicz bronił go, twierdząc, że dokumenty, którymi posłużył się dziennikarz, są sfałszowane. Tyle że były to dokumenty z IPN. W 2015 r. sąd lustracyjny oczyścił Cieszewskiego z zarzutu współpracy z SB, a Macierewicz kontynuował z nim współpracę.

Z zeznań Zielińskiego wynika jeszcze jedno – Nadworski poznając go z oficerem radzieckich służb, sam był z nim w zażyłych relacjach: "Wiosną 1981 r. Nadworski zaprosił mnie do siebie do domu, nie mówiąc w jakim celu. Na ławie była już podana wódka, napoje i zakąski. Nadworski przedstawił mi nieznajomego jako Aleksandra, który był jego bliskim znajomym. Poinformował mnie, że jest to pracownik ambasady ZSRR w Warszawie. Nadworski już na wstępie przedstawił mi Aleksandra [Zadorożnego – red.] jako osobę, którą warto znać i utrzymywać z nią kontakty. Nadworski nawiązał również do mojej pracy, mówiąc, że dobrze by było, abym Aleksandrowi przedstawił sytuację w kraju, gdyż jest on tym zainteresowany. Zadorożny wiedział o mnie tyle, ile było znane Nadworskiemu, co wskazuje, iż Nadworski poinformował Zadorożnego o mojej osobie i pracy zawodowej. Pod koniec spotkania, które trwało około dwóch godzin, Zadorożny zaprosił mnie do odwiedzenia go w jego mieszkaniu. Oceniam działanie Nadworskiego jako działanie celowe, aby mnie związać z Zadorożnym. Wykorzystał wówczas duży stopień zażyłości między nami. Podobnie zresztą postępowałem w późniejszych latach ja, próbując i werbując moich kolegów z resortu spraw wewnętrznych do współpracy z wywiadem wojskowym byłego ZSRR, a następnie Federacji Rosyjskiej" – zeznawał Zieliński.

Sam Nadworski bagatelizował swoje relacje z Zadorożnym, twierdząc, że miały "charakter wybitnie towarzyski", a z Rosjaninem poznał go przez przypadek. Wiele wskazuje na to, że nie jest to cała prawda, a kontakty Nadworskiego z "towarzyszami ze Wschodu" miały inny charakter. Jak ujawnił Tomasz Piątek, w latach 1992-93, a więc w czasie, gdy UOP pracował nad Zielińskim, Nadworski przesiedział 11 miesięcy w areszcie. Był podejrzewany przez prokuraturę o współpracę z rosyjską mafią, m.in. w handlu bronią, ale winy nie udało mu się udowodnić.

***

– PiS próbuje ukryć sprawę, bo jest kompromitująca i obciążająca dla Antoniego Macierewicza. To on podjął decyzję o wstrzymaniu działań operacyjnych kontrwywiadu, które miały doprowadzić m.in. do rozpoznania, jakie kontakty w polskich służbach nawiązywał Zieliński i do pogłębienia wiedzy o funkcjonowaniu rosyjskiej siatki szpiegowskiej. W momencie, gdy została przerwana, stało się to niemożliwe. Ogromna praca kontrwywiadu została zmarnowana – komentuje Piotr Niemczyk, na początku lat 90. dyrektor biura analiz UOP.

Podobnie całą sprawę widzi Paweł Białek, wiceszef ABW w latach 2007-2013, który nadzorował pion informacji niejawnych. – Ten wstrząsający materiał to kolejna odsłona tajemniczych relacji Antoniego Macierewicza. Stosując łacińską maksymę "ten uczynił, komu to przyniosło korzyść", z całą pewnością można stwierdzić, że na jego działalności skorzystały służby i państwo rosyjskie. Czy one też stały za jego działalnością? Jak powszechnie wiadomo, tego polskie służby nigdy nie zbadały, co obciąża w jakieś części mnie osobiście – podkreśla Białek
#polityka #zdrada #ruskaagentura #polska #jebacpis #rosja #wiadomoscipolska #sejm #rzeczywistosc #wybory

Komentarze (16)

PanKracy69

Ale Antoni musi mieć haka na Kaczora, pewnie coś związanego z orientacja prezesa.

Shizue

@PanKracy69 zi0bro też pewnie ma sporo dowodów że w smoleńsku kaczora lądował nie jeden tupolew, inaczej karzeł pozbyłby się go już dawno.

NiebieskiSzpadelNihilizmu

@PanKracy69 nawet jak nie jego kryptopedalstwo, to i jeden i drugi jest umoczony w komuszą agenturę i ot cała tajemnica że kryją swoją rzyć wzajemnie. Macierewicz za to co zrobił z polskim wojskiem i kontrwywiadem powinien już dawno temu wisieć za zdradę stanu.

Opornik

@banita77 #polityka

banita77

@Opornik To nie może być tagowane #polityka , gdyż to jest #zdrada , #ruskaagentura , #polska #jebacpis , #rosja #wiadomoscipolska , #sejm , #rzeczywistosc , #wybory i więcej. Takie artykuły muszą dotrzeć do jak największej grupy ludzi a tagowanie polityka ogranicza zasięg, a ten ruSSki szpion wykracza daleko poza politykę.

bizonsky

Spokojnie, opornik cały czas jest taki antypolityczny bo ma skrajnie prawackie poglądy i go dupa piecze.

bojowonastawionaowca

@banita77 tekst jest o polityku, więc dodałem tag #polityka

kodyak

Mega dziwna postać. A jak się dołoży jeszcze ujawnienie przez niego byłych agentów i innych współpracujących jest jeszcze dziwniej.

bleblebator-bombambulator

Obie strony mają za uszami współpracę z ruskim wywiadem, tuskowcy i kaczyści

HamsKloss

@bleblebator-bombambulator tylko że na "tuskowców" nie ma dowodów (a jak są to podeślij - tylko nie zdjęcie z oficjalnej wizyty Putina w Polsce )

HamsKloss

@bleblebator-bombambulator brak tutaj szczegółów, a informacja że tylko Rosjanie nas wrogo inwigilują jest trochę optymistyczna (moim zdaniem). W samej idei, ta umowa ani nam szkodzi, ani pomaga

bleblebator-bombambulator

@HamsKloss już wtedy było wiadomo, że putin odbudowuje wielką rosję i my mamy być w jej strefie. Więc to było zaproszenie lisa do kurnika na obiad

bartek555

Nie jestem znawca polityki, ale cos tam wiem. Nie znam calej historii macierewicza, ale cos tam czytalem. Pomijajac to wszystko - nie ma bardziej ruskiej mordy w polskiej polityce niz ten przyglup.

konto_na_wykop_pl

Zawsze powtarzałem, że to mega śliski typ. Czekam na podobne fakty o Rydzyku tyle, że tych nie dowiemy się z IPN bo tam zostało to porządnie wyczyszczone.

konmad

TL;DR

Sprawa dotyczy tajnych akt związanych z rosyjskim szpiegiem sprzed 30 lat, które mogą obciążać Antoniego Macierewicza. Akta zostały utajnione przez ABW. Piotr Raczkowski, sędzia wojskowy, odtajnił te akta w 2016 roku. W wyniku tej decyzji doświadczył represji. Akta dotyczyły Marka Zielińskiego, który pracował dla rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU w latach 1981-1993. Dziennikarze, badając te akta, odkryli, że Macierewicz w 1992 r. jako minister spraw zagranicznych zatrzymał operację kontrwywiadu przeciwko rosyjskiej siatce szpiegowskiej w Polsce. Po odtajnieniu akt, IPN je ponownie utajnił. Raczkowski twierdzi, że represje wobec niego są konsekwencją udostępnienia dziennikarzom tych akt. Z akt wynika, że Macierewicz miał w swoim otoczeniu ludzi powiązanych z GRU. Macierewicz przerwał operację kontrwywiadu, która miała na celu rozpracowanie rosyjskiej siatki wywiadowczej w Polsce. Zeznań Zielińskiego wynika, że Józef Nadworski, przyjaciel Zielińskiego, miał bliskie relacje z rosyjskim wywiadem. Piotr Niemczyk, były dyrektor biura analiz UOP, komentuje, że praca kontrwywiadu została zmarnowana przez decyzje Macierewicza. Paweł Białek, były wiceszef ABW, podkreśla, że relacje Macierewicza z rosyjskim wywiadem są tajemnicze i nie zostały dokładnie zbadane przez polskie służby.

Zaloguj się aby komentować