"Did I ever tell you what the definition of insanity is? Insanity is doing the exact... same fucking thing... over and over again expecting... shit to change... That. Is. Crazy. The first time somebody told me that, I dunno, I thought they were bullshitting me, so, I shot him. The thing is... He was right. And then I started seeing, everywhere I looked, everywhere I looked all these fucking pricks, everywhere I looked, doing the exact same fucking thing... over and over and over and over again thinking 'this time is gonna be different' no, no, no please... This time is gonna be different."
Jeśli ktoś z Was grał w Far Cry 3 to z pewnością pamięta ten cytat. Świetnie opisuje on moje "przygody" z tinderem. Co jakiś czas instaluję sobie tę apkę w nadziei, że "tym razem będzie inaczej" i wreszcie kogoś poznam. A przede wszystkim - w ogóle odważę się z kimś spotkać. No bo jak kogoś poznać nie widząc się nigdy w realu? Za każdym razem gdy ktoś proponuje mi spotkanie włącza mi się reakcja lękowa i w zasadzie robię jedną z dwóch rzeczy - albo całkiem usuwam parę, albo przestaję się do tego faceta w ogóle odzywać. Nie powiem, super zachowanie, k**wa. Nie ma ono dosłownie nic wspólnego z tymi facetami, może są ok, nie wiem. Za to wszystko wspólnego ze mną. Już pisałam tu kiedyś, że tak naprawdę to w ogóle nie da się mnie lubić, bo nie mam elementarnych umiejętności społecznych. A jak dodać do tego bardzo "przeciętny" wygląd, może zresztą całkiem poniżej przeciętnej, nie umiem tego ocenić, otrzymuje się kogoś, kto boi się wszystkich kontaktów z ludźmi, które nie są ograniczone tylko do internetu. Nie ma dla mnie żadnej nadziei. Zawsze będę sama.
