Przypomniała mi się, chwilę przed północą, historia jaka kiedyś mi opowiadał moj były kierowca a przy okazji wieloletni członek Mountain Rescue w #lakedistrict
Gość swoje w życiu widział — niejednego turystę znosił z gór, w deszczu, we mgle, czasem i w nocy. Nie miał w zwyczaju opowiadać głupot.
On mi mówi tak: jest taka stara ścieżka na północ od Kirkstone Pass, której już nawet na mapach nie znajdziesz. Idziesz, idziesz, a pośrodku nagle stoi jabłoń. Sama jedna, na gołej skale, jakby ktoś ją tam posadził dla żartu. Tylko że wygląda zdrowo, zielona nawet w zimie.
I ostrzega mnie: ‘Jak ją zobaczysz, idź dalej. Nie zatrzymuj się, nie dotykaj jabłek. I nigdy, przenigdy nie próbuj ich jeść.’
Na początku się uśmiechnąłem, jakby bajkę snuł. Ale w jego oczach nie było żartu.
Opowiedział mi o turyście, którego kiedyś znaleźli ledwo żywego. Leżał przy tej jabłoni, bredząc o ‘głosach w gałęziach’. Powiedział, że wziął jedno jabłko i ugryzł, ale owoc rozpadł się w ustach jak popiół. A wtedy usłyszał, jak ktoś szepcze jego imię.
Innym razem zaginęła tam para. Odnalazła się tylko dziewczyna. Zeznała, że jej chłopak podszedł do jabłoni i… wszedł prosto w pień, jak przez drzwi. Ona uciekła w panice, a kiedy obejrzała się za siebie, drzewa już nie było.
Były ratownik dopił piwo i spojrzał na mnie takim wzrokiem, że mi ciarki po plecach przeszły. ‘Widzisz,’ mówi, ‘byliśmy tam potem parę razy. Czasem jabłoń stoi, czasem nie. Ale zawsze w tym miejscu panuje cisza. Zero wiatru, zero ptaków. Jakby cały stok wstrzymywał oddech.’
Wstał, pożegnał się i dodał:
„Jeśli kiedyś tam trafisz i zobaczysz tę jabłoń — nie zatrzymuj się, nie gadaj o tym nikomu. Idź dalej. Bo są drzwi, których lepiej nie otwierać.”
#creepystory