Po zakupie nowego monitora w końcu wróciłem do grania na PC, więc wziąłem sobie GamePassa. Indianę planowałem kupić na PS5, ale skoro już nie muszę, to po co przepłacać.
Ale to jest zarąbista gra. Niespecjalnie na nią czekałem, bo drugi Wolf od Machinegames strasznie mnie rozczarował pod względem gameplay'u, a te spinoffy też szału nie robiły. Tu jak zobaczyłem, że robią FPP o biciu się z nazistami, to nawet nie byłem zaskoczony - no tak, przecież oni nic innego nie potrafią.
A wyszła im naprawdę miodna gra z niesamowicie dobrym projektem poziomów. Widać, że albo nauczyli się tej sztuki od Arkane Studios przy współpracy nad Wolfenstein: Youngblood, albo wręcz przejęli ich pracowników. Przykładowo pierwsza lokacja - Watykan. Dostajemy duży kawał korytarzowego terenu połączonego różnymi przejściami i skrótami. Coś na kształt lokacji z ostatniej trylogii Hitmana. I prawie jak w Hitmanie jest ona wypełniona ludźmi, którzy są zajęci swoimi sprawami, co sprawia wrażenie życia (choć do tego poziomu trochę brakuje, to jednak uczciwie patrząc - nic nie ma startu do ostatnich Hitmanów pod tym względem). Pełno różnych przejść i znajdziek, ale absolutnie nie jest to typowa mapa zasypana pytajnikami. A poziom detali przy odwzorowaniu np. Kaplicy Sykstyńskiej robi ogromne wrażenie.
I klimat przygody w stylu Indiany wylewa się z ekranu.
#gry #indianajones
