Pewnemu drwalowi żona robiła przepyszne kanapki gdy chodził na wyręb robić siekierą. Masło, chudziutka szynka, świeżo wypieczony chleb, tam rzodkiewieczka, raz świeża sałata, czasem z jajkiem, czy to jeszcze ciepłym pasztetem... No po prostu fenomenalne były, słów brak żeby wyrazić jakie były dobre.
Drwal robił swoje i kanapki zostawiał z innymi sprawunkami na pniaku na obrzeżach lasu. Pewnego dnia gdy wrócił na przerwę kanapek nie było, reszta rzeczy nie ruszona. Drwal się rozeźlił i musiał dalej głodny robotę kończyć. Następnego dnia sytuacja znowu się powtórzyła. Trzeciego dnia drwal nie poszedł w las tylko przyczaił się za drzewem żeby zobaczyć kto mu kradnie kanapki. Czekał godzinę, dwie trzy i jest! Orzeł spikował w dół złapał za kanapki i poleciał dalej. Drwal sprintem za nim ale orzeł nieco szybszy i stracił go z oczu. Bez nadziei pobiegł jeszcze kawałek i za zagajnikiem orzeł siedział na polanie i rozpakowywał kanapki. Mocno zdziwiony rębacz bez słowa obserwował rozwój sytuacji, co ten orzeł robi z tymi kanapkami?
Orzeł delikatnie rozwijał kanapki z papieru. Wyjmował zieleninę na bok i wyrzucał. Później podobnie z wędliną, ewidentnie nie był nawet nią zainteresowany. Gdy został sam chleb z masłem orzeł wziął to w szpony i zaczął się smarować krzycząc: k⁎⁎wa ale jestem po⁎⁎⁎⁎ny!
#heheszki #suchar