Parę lat temu, gdy chodziłem z pieskiem po mieście, w oczy rzuciła mi się plakietka z imieniem i nazwiskiem ginekolożki.
Normalna sprawa, że takie plakietki są na ścianach budynków, w których mieści się praktyka czy inny biznes.
Chodzi jednak o nazwisko lekarki. Dwuczłonowe w dodatku.
Pierwszym członem jest „Wietrzny”. Nie wyróżnia się niczym specjalnym oprócz tego, że mamy końcówkę męską, a nie żeńską („Wietrzna”). No ale to może nazwisko rodowe, które akurat się nie odmienia w przypadku kobiet.
Za to drugi człon... Oh boy.
Przede wszystkim podziwiam kobietę za dystans do samej siebie i za poczucie humoru. Jednocześnie zastanawiam się, jak do tego doszło. Czy gdy poznała swojego przyszłego męża i dowiedziała się, jak brzmi jego nazwisko, to postanowiła, że o, za tego gościa za wszelką cenę muszę wyjść? Czy zakochała się w nim ze względu na jego nazwisko, a nie osobowość? W końcu nie musiała przyjmować go, mogła zostać przy swoim. A mimo to zdecydowała się na nie. Chłop nazywa się „Bonk”.
Dwuczłonowe nazwisko to „Wietrzny-Bonk”. : D
A najlepsze, że dowiedziałem się, że dzieci także przejmują dwuczłonowe nazwisko i Wietrznych-Bonków może być więcej. : D
#heheszki #przemyslenia #rozkminy


