Ostatnio rozważając na temat przyszłości Polski i świata, wymyśliłem taką teorię dalszego rozwoju społeczeństw w Polsce czy w Europie Zachodniej.
Biorąc pod uwagę rozwój AI, automatyzację oraz spadek dzietności, można założyć że będziemy mieli coraz więcej osób które zawodowo są dla systemu po prostu nieprzydatne. Jeśli AI zabierze pracę większości stanowisk white collar (jeśli przewidywanie się spełni) to zanim gospodarka się zmieni i wytworzą się nowe miejsca pracy (jeśli się pojawią w ogóle) to minie sporo czasu. Starzejący się ludzie słabo nadają się do przekwalifikowania na jakiekolwiek specjalistyczne nowe miejsce pracy. A proste prace taniej będzie robić automatyką: już widzimy powoli kres zawodu kasjerki, zaraz polecą kierowcy itp.
Wraz ze starzeniem się społeczeństwa będzie również coraz ciężej utrzymać cały system działający: służbę zdrowia, drogi, policję, sieci kanalizacyjne, elektryczne itp. Już widzimy naturalny trend migracji do miast i wyludniania się wsi, szczególnie ze ściany wschodniej. W końcu utrzymywanie całego systemu dla wsi gdzie 80-90% domów to pustostany, stanie się nieopłacalne i pojawią się awarie których już nikt nie będzie naprawiał. Dobije to do końca te regiony.
Będziemy mieli więc napływ ludzi do miast w poszukiwaniu pracy i opieki systemu który na wsiach już nie działa, a z drugiej strony w miastach też problemy z pracą.
Pojawią się dwie grupy ludzi: ta która dla systemu jest pożyteczna i korzysta z jego dobrodziejstw. Oraz druga która tylko korzysta ale nie ma swojego żadnego wkładu. Dopóki ta druga grupa jest niewielka to system działa i ją utrzymuje, ale ile tak można? Jaka jest granica wydajności systemu, ale też cierpliwości pierwszej grupy?
Pojawi się wybór więc co mają zrobić starzy i bezrobotni gdy system nie będzie mógł lub chciał ich utrzymywać?
-
może pojawić się element walki z systemem, czyli przestępczość ale to oczywiście nie będzie pasowało pierwszej grupie
-
mogą umrzeć z głodu ale to znowu nie będzie się podobało tym co system utrzymują, że się potykają o jakieś zwłoki na ulicy
Trzecia opcja:
- jest wiele domów poza miastami, jest wiele ziemi której nikt nie uprawia (wysokowydajne rolnictwo i spadająca populacja nie potrzebuje tyle ziemi co teraz). Wynocha z miasta, weźcie sobie jakiś dom, uprawiajcie sobie ziemię i żyjcie sobie jak chcecie tylko nie wracajcie.
Pojawiłoby się alternatywne społeczeństwo, żyjące w dziwnym miksie początku XX wieku z pewnymi nowoczesnymi wynalazkami jak np. panele fotowoltaiczne. Taka grupa nie miałaby dostępu do sieci energetycznej, nowoczesnej medycyny i w handlu uczestniczyłaby w ograniczonym zakresie ale za to można spodziewać się że miałaby wysoką dzietność (powrót do tradycyjnego modelu rodziny).
Nadzór systemu nad nimi byłby marginalny, brak dochodów do opodatkowania, ale i bliskie zeru koszty utrzymania takich grup przez system: policję, opiekę medyczną, czy organizowanie władzy musieliby realizować we własnym zakresie. Dopóki nie chcieliby ogłosić niepodległości to system by sie nimi nie interesował.
Jak myślicie czy taki scenariusz mógłby się zrealizować?
#scifi