No dobrze, spróbujemy zrobić coś ambitniejszego o #slowenia - nie wiem czy wyjdzie z tego jakiś quality content, ale może przynajmniej "content".


Nie wiem jak w Waszym otoczeniu, ale ja w mojej bańce odnoszę wrażenie, że Słowenia (przynajmniej nie mylona ze Słowacją) jest nadal takim luźnym skojarzeniem: ktoś tam coś widział w sporcie, ktoś tamtędy jechał na urlop na Chorwację, może nawet nocował w trasie. Ale żeby tak więcej wiedzieć - to nie do końca.


Zatem zacznę od kilku #ciekawostki o Słowenii:


  • Słowenia jest niewielkim krajem, powierzchniowo podobnym do województwa podlaskiego (20k km²)

  • Mimo to jest dwukrotnie gęściej zaludniona od wspomnianego (100 osób na kilometr)

  • Skoro już o ludności mowa: jest ich niewielu - około 2,1 miliona, czyli tyle co Warszawa i ze dwa-trzy przylegające powiaty

  • Jest trzecim najbardziej zalesionym krajem UE: 61% to lasy

  • Ma trzykrotnie większe PKB per capita niż Polska

  • ...i jest bardziej zadowolonym krajem - siedem oczek wyżej w rankingu niż Polska

  • Jest krajem z zaskakującym poziomem sportowym - ma sportowców w absolutnej światowej topce w bardzo wielu dyscyplinach (przypominam: ludności mają trochę więcej niż Warszawa!) - kolarstwo (Pogačar, Roglič, Mohorič, Novak, Urška Žigart), wspinanie (Janja Garnbret), siatkówka (kto śledzi, ten pamięta ciężkie boje), koszykówka (Dončič), skoki (rodzeństwo Prevc, Lanisek, Zajc)

  • Na terenie Słowenii znaleziono artefakt podejrzewany o bycie pierwszym instrumentem muzycznym stworzonym przez człowieka

  • Mają też najstarszą winorośl na świecie

  • I jedną z większych jaskiń udostępnionych turystom - jeździ tam nawet kolejka i występuje tam pewien rzadki płaz

  • Po słoweńsku spisany jest najstarszy tekst napisany w języku słowiańskim


No dobrze, to co tam robić i po co tam jeździć?


Przede wszystkim można spędzać #urlop aktywnie: miejsca dla siebie znajdą m.in. rowerzyści (szosa, gravel, MTB i downhill na trasach narciarskich), górołazi (ponad 10kkm szlaków, w tym najwyższy szczyt - Triglav - i jego via ferraty), narciarze (oczywiście), biegacze (też pewnie nikogo nie zaskakuje) i np. wspinacze (m.in. okolice Osp - jeden z topowych rejonów wspinaczkowych świata, chociaż raczej nie dla początkujących).


Kraj słynie też z wina i produkcji miodu (najwyższy wskaźnik pszczelarzy na 1000 osób w Europie). Posiada tylko 40 km linii brzegowej, ale da się tam również wypocząć stacjonarnie - na tym się nie znam, to sobie Czytelnik zgłębi samodzielnie.





No dobrze, tutaj zaczyna się nuda, będzie o mnie - można przestać czytać, dziękuję za uwagę.


Po co w ogóle tam pojechałem? Akurat napatoczył się długi weekend, a celem był #rower w #gory W Słowenii na dłużej do tej pory nie byłem, cel podpowiedział się sama, bo całkiem niedaleko granicy urodził się i mieszkał Tadej Pogačar, a po chwili szukania okazało się, że organizuje nawet swój event, polegający na wtarabanieniu się na szczyt Krvavec. A skoro już znalazł się punkt zaczepienia, to zrobienie planu na trzy dni było łatwe.


Być może będąc tak roztrenowanym jak ja (ostatnie trasy ponad 50km robiłem pół roku temu) powinno się zacząć od jakiegoś rozjeżdżenia na początek. Cóż, 1500 metrów na 50 km trasy to nie jest "rozjeżdżenie" a już na pewno nie "jakieś". Sztywniutkie podjazdy trzymające po 12-14% przez kilka kilometrów też na pewno nie pomogły - chociaż przynajmniej były krótsze niż (hehe) Monte Zoncolan. Trasa była krótka, ale wymagała podwiezienia się autem - akurat pan gospodarz miał dla nas wolny pokój i wpuścił nas do niego tuż przed 12:00 (ruszałem z Austrii), więc trzeba było wyrzucić graty, ubrać się, podjechać kawałeczek do parkingu przy cmentarzu (słoweńskie słówko na dziś: pokopališče) - i można zwiedzać.


Nie żebym widział wiele więcej niż moje przednie koło toczące się przez asfalt I to nie ze względu na zmęczenie - trasa prowadziła głównie przez lasy. To jest pewien problem - jeśli się ułoży fajnie trasę, to jest pewne ryzyko, że będzie sporo ostrej wspinaczki przez las, na szczęście są też miejsca, gdzie robi się rzadziej - i jest co oglądać.


Następny dzień to nie do końca regeneracja: sto kilometrów, 2500 metrów w górę. Trochę wspinania, trochę zjazdów po nawierzchni różnej, trochę szutrów (na oponkach 25c), dłuższy odcinek dnem doliny pod wiatr (na odcinku Bled-Krajn) i przerwa na bardzo przyjemne (i zimne) piwko 0% gdzieś pośrodku tejże doliny. Niby nic niezwykłego, ale jednak #czujedobrzeczlowiek Potwierdziło się, że w tych okolicach da się znaleźć tereny rowerowe dla każdego - po drodze choćby jechała kilkudziesięcioosobowa wycieczka emerytów (którą widziałem dwukrotnie, jechali jakąś pętlę w przeciwnym kierunku). Wygląda na to, że nie jest też obowiązkiem jeżdżenie po sztywnych ściankach, wolno szukać bardziej płaskich odcinków, nikt tego nie sprawdza.


No i w końcu - etap królewski. Akurat trafiliśmy na jakiś... kolarski event, więc trzeba było zmienić parking, bo na planowany nie wpuszczała już policja.


Trasa poprowadziła najpierw rozgrzewkowo przez jeden pagórek z kilkoma kilometrami szutru, a potem od razu główny cel, czyli Krvavec. Masa znaków ostrzegających o kolarzach, trochę ludzi (na szczęście zjeżdżających), napisy na asfalcie - widać że to często (i wyścigowo!) odwiedzany podjazd. Bardzo przyjemny, odcinków ponad 12% było niewiele, trochę dłuższych po 9-10%, a końcówka - z parkingu aż pod sam kurort narciarski - prawie po płaskim. Na górze restauracja, widać że wszędzie w standardzie jest piwko 0%, więc można bezpiecznie uzupełnić płyny.


Za podjazd daję pięć gwiazdek, więc jeśli ktoś planuje te okolice, proszę sobie koniecznie dopisać do listy! Do listy też warto dopisać podjazd pod przełęcz Volovjek - ten z kolei był pokonywany na tegorocznym Tour of Slovenia. Tu z kolei było milusio i pluszowo: tak 4-6%, miejscami odrobinkę bardziej stromo, tak akurat żeby nie schodzić z wygodnej kadencji 90 i cieszyć się widokami i dniem.


Końcówka trasy to - po pokonaniu szutrowego, stromego pagórka - prawie że płaski transfer do auta. Z przejazdem przez Rondo Tadeja i oczywiście Klanec. Na rondzie stoi figurka - kiedyś w koszulce Giro, obecnie w koszulce mistrza świata, a sama wioska... no, zwykła rolnicza wioska, to nie jest miejsce do zwiedzania, nie nastawiajcie się


Czy warto było jechać tak? (Bo z Polski jednak kawałek, a długi weekend jest krótki)


Tak, zdecydowanie. Przyjemne widoki, sporo dróg do wyboru, trochę wpisów na climbfinder, każdy ułoży tam coś pod siebie. Gdybym miał tam jechać na dłużej, to albo na łamany rowerowo-maszerowany wyjazd, albo na dwie lub trzy bazy noclegowe, żeby zobaczyć więcej.


Widoki są bardzo ładne (o ile wyjedzie się z lasu, bo ich - jak pisałem wcześniej - jest wiele, więc jest gdzie szukać cienia). Słoweńcy - mili ludzie, praktycznie każdy mówi po angielsku, jest jak się dogadać. Układając trasy trzeba wziąć pod uwagę asfalty i to chyba jedyny minus całej zabawy: jeździłem sporo po mniejszych, lokalnych drogach, gdzie głównie jeżdżą mieszkańcy i rolnicy, więc na zjazdach można się spodziewać nierówności, dziur, ale i szutru (i to niezapowiedzianego, ot - 20 metrów), no i żwiru. Serio, nie wiem co oni z tym żwirem: większość zakrętów jest pięknie osypana jakby się ciągle bali śniegu i chcieli pozostać w gotowości. Na szczęście zjazdów w których można puścić hamulce i cieszyć się życiem też było niewiele, więc mocniejsze dohamowania w ostrych zakrętach nie były jakoś bolesne dla serca.


Sieć dróg rowerowych jest zadbana i pomyślana: na skrzyżowaniach są drogowskazy, nic nie kończy się w krzakach, nie ma wyjazdów na krawężnik albo jakiegoś dziwnego nadkładania drogi: wręcz przeciwnie - wjeżdżając ma się pewność, że się zjedzie, kilka razy oszczędziliśmy sobie przepychania się w korku, jadąc po królewsku puściutką DDR i mijając korek. Widać, że jest to kraj mocno zrowerowany, kierowcy też jeżdżą ostrożnie i nie ma ani trąbienia, ani dojeżdżania do koła, ani robienia głupot - wszyscy się szanujemy i chcemy sobie razem dotrzeć do domu.


No i na koniec - język słoweński. W mowie brzmi tak, jakby ktoś mówił polską gwarą trzymając w buzi dwa duże kamienie. Z kolei w piśmie... jest uroczy. Oczywiście większość napisów można zrozumieć, ale są też perełki, takie jak "pipa" (kran), wspomniany już cmentarz, "avtopralnica" (myjnia) i masa innych.


Jako że jeszcze nie łaziłem tam po górach z buta, wspinać też mi się nie zdarzyło, pewnie za jakiś czas tam wrócę, zaliczyć nowe #kwadraty bo wpadło ich prawie dwieście.


Dorzucam kilka fotek w komentarzach - nie umiem robić zdjęć, więc pewnie nikogo nie zachęcę, ale robię co mogę.

#podroze #wycieczka #wycieczki #gruparatowaniapoziomu

55f3499e-cf1f-4b70-9311-17b873715552
Statyczny_Stefek userbar

Komentarze (21)

onpanopticon

@Statyczny_Stefek nigdy nie byłem, ale zachęciłes mnie. Zwłaszcza w kontekście roweru. Akurat szutry to moja bajka, więc widzę że mam coś ze Słoweńcami wspólnego.


Dzięki za quality wpis.

Statyczny_Stefek

@onpanopticon są nawet miejsca, gdzie główna (!) droga przechodzi w 10km szutru przez góry. Będzie Pan zadowolony.

pingWIN

@Statyczny_Stefek Fajny wpis, o takie Hejto nic nie robiłem Tadej Pogacar to dzisiejsza legenda kolarstwa, lubię go, choć jeśli ściga się z Vingegaardem to jednak kibicuję Jonasowi. Zdziwiłem się, że Roglic i Mohoric są również ze Słowenii, też dobrzy kolarze. Szkoda, że aktualnie u nas średnio pod tym względem... Ostatnio Majka trochę się pokazuje i widać, że walczy ładnie, ale wiadomo, to nie jest zawodnik do wygrywania tylko wspieranie lidera głównie na górskich etapach, czyli w tym wypadku właśnie Pogacara, bo są w jednej drużynie.

Statyczny_Stefek

@pingWIN co jest pozytywnego w panu J.? Jeździ zachowawczo, nudno, niczym Sky z Froomem, tylko po sznurku, tylko wedlug planu. No i jest kolarzem tylko pod TdF, bo i Giro, i Vuelta to nie jego specyfika.

pingWIN

@Statyczny_Stefek Sam nie umiem powiedzieć dlaczego, ale może to kwestia czasu, czyli zacząłem się interesować oglądaniem tego typu wyścigów dopiero kilka lat temu (chyba 2022 rok), a TdF jest takim najpopularniejszym wyścigiem szczególnie dla osób nie siedzących w tym, takie mam wrażenie. Vindegaard był wtedy równie dobry, a nawet trochę lepszy przez co wygrał 2 lata z rzędu TdF, ale oboje się wymieniali mocno przez ostatnie lata. Teraz Pogacar jest bardzo mocny, wręcz jakby na mocnych wspomagaczach jechał. Nie mówię, że Vindegaard jest moim ulubionym kolarzem na wszystkich wyścigach tylko właśnie tam gdzie głównie konkuruje z Pogacarem i walka toczy się między nimi. Patrząc ogólnie na cały rowerowy świat to Mathieu van der Poel jest chyba u mnie na topie.

GazelkaFarelka

@Statyczny_Stefek "kolarstwo (Pogačar, Roglič, Mohorič, Novak, Urška Žigart)"


"Sieć dróg rowerowych jest zadbana i pomyślana: na skrzyżowaniach są drogowskazy, nic nie kończy się w krzakach, nie ma wyjazdów na krawężnik albo jakiegoś dziwnego nadkładania drogi: wręcz przeciwnie - wjeżdżając ma się pewność, że się zjedzie, kilka razy oszczędziliśmy sobie przepychania się w korku, jadąc po królewsku puściutką DDR i mijając korek. Widać, że jest to kraj mocno zrowerowany, kierowcy też jeżdżą ostrożnie i nie ma ani trąbienia, ani dojeżdżania do koła, ani robienia głupot - wszyscy się szanujemy i chcemy sobie razem dotrzeć do domu."


No ciekawe, czemu mają tyle kolarzy w topce światowej... gdyby tylko istniał jakiś związek...

slawek-borowy

@GazelkaFarelka to jest ogonie bardzo usportowiony naród, prawie każdy coś robi, z czego rośnie też potem dużo profesjonalnych talentów

osn_jallr

Słowenia jest sztos, rok tam mieszkałem i do tej pory myślę że jak gdzieś emigrować to tam.


A ramach ciekawostki przytargałem stamtąd jugoslawianska szosę ROG. Niezniszczalna bestia.

Budo

@Statyczny_Stefek a jacy są Słoweńcy i ich jedzenie?

Statyczny_Stefek

@Budo Na tyle na ile miałem okazję porozmawiać, mili i raczej wyluzowani.

Jedzenie - nie wiem, na wyjazdach sam sobie przygotowuję żarcie, nie jem w knajpach.

Budo

@Statyczny_Stefek ok dzięki.

Statyczny_Stefek

@bojowonastawionaowca Niechaj będzie, sprawdzałem w internetach, coś źle zauważyłem. Poprawisz w moim wpisie?

Statyczny_Stefek

@bojowonastawionaowca

Wstydź się, przez Ciebie to już nie kłaLITY kontent, a kłaMANIE kontent.

radziol

@Statyczny_Stefek byłem kilka lat temu.

W stolicy oprowadzali za nas za co łaska studenci. Smutna historia kraju, który przez większość historii nie był niepodległy, dużo musieli robić od zera.

Nie wiem czy nadal, ale ceny na stacjach były ustalane centralnie, więc bez różnicy gdzie się tankuje.

ovoc

@Statyczny_Stefek dla mnie zrobiło się ciekawie od drugiej części wpisu. Piszesz więc, że na szosę to tak średnio dobre są te drogi? Szutry, żwir na zakrętach... Podejrzewam, że na Komoocie dało by się wytyczyć jakieś sensowne asfaltowe trasy.

Statyczny_Stefek

@ovoc Nie, to nie tak: po prostu na zjazdach bywają ujeby i piach. Ale trzeba wziąć pod uwagę ze 1) jeździłem drogami raczej dla ruchu lokalnego (w tym: rolniczego) i 2) przejechałem tylko niewielki wycinek. Na bardziej popularnych terenach (Krvavec czy przełęcz Volovjek) asfalt był od dobrego w górę.


Planując trasy nie bawię się w Komoota - wystarczy mi RWGPS pod rysowanie i nawierzchnię (pomijając krótkie fragmenty, na dłuższe odcinki byłem gotowy), bo i tak nie lubię korzystać z cudzych tras. Wzoruję się na publicznych rankingach wartych uwagi podjazdów, zderzam to z wyścigami szosowymi i sklejam w kupę, często jakimiś podejrzanymi ściezynkami zamiast ładnie, asfaltem, na podstawie heatmapy.

FriendGatherArena

@Statyczny_Stefek w hokeja tez dają rady. Kolejny utrzymali sie w Elicie w tym roku i w przyszlym znowu zagrają na MŚ. Zazdro w c⁎⁎j. Nie wiem jak oni to robią przy takiej liczbie osób

Zaloguj się aby komentować