Nigdy w życiu nie przypuszczałem że wyląduję w Chinach...
Wraz z rodziną byłem na około tygodniowej objazdówce po ChRL, odwiedzając Pekin, Wuzhen, Hangzhou i Szanghaj. Z 30-osobową grupą zwiedzaliśmy główne atrakcje - świątynie buddyjskie, Zakazane Miasto, plac Tiananmen, Wielki Mur, Oriental Pearl Tower i inne zabytki.
Jedzenie było pyszne, była nawet kaczka po pekińsku. Oczywiście dużo kontroli turystów przed wejściami (Tiananmen to paranoja). Jeżeli chodzi zaś o turystów to rzadko było widać ludzi z zagranicy, za to sami Chińczycy są sympatyczni i z zaciekawieniem patrzą na Europejczyków, pytają czy mogą zrobić sobie zdjęcie z nami, w ekstremalnym przypadku ktoś z naszej grupy jako prezent dostał lody! Z drugiej strony w większości słabo u nich z językiem angielskim (choć zdarzali się co poniektórzy którzy potrafili coś powiedzieć po polsku), a na targach czy marketach gorączkowo zachęcają do kupna i lubią się targować. Kupiliśmy sobie trochę rzeczy, od herbaty przez pluszowe pandy po aparat cyfrowy.
Co do pogody to było kilka deszczowych dni, ale nie mieliśmy na co narzekać bo po naszym odlocie z Szanghaju sytuacja się totalnie pogorszyła, chyba nie muszę pisać jak bardzo. Były też dni kiedy grzało słońce, a na Wielkim Murze nawet była mgła przez którą weszliśmy o wiele wyżej niż w normalnych warunkach.
Konkludując, jest to póki co moja ulubiona zagraniczna wycieczka. Robi wrażenie wielkość lotnisk czy ekranów, podróż bullet trainem, a także dawne budowle. Cieszę się że mogłem zobaczyć skrajnie odmienną część świata i poznać nową kulturę i historie. Z Azji na pewno zostanie jeszcze Japonia bo mój ojciec jest fanatykiem marynarki wojennej i serialu Shogun.
#podroze #chiny




