@Oolie a taa, powinien być. Ale ja dalej pamiętam ten absolutny cyrk z przygotowaniami do tego "egzaminu" i samym "egzaminem". Szkoła miała w dupie jakąkolwiek praktykę, przez 2 lata tłukliśmy na technice do zeszytów setki skrzyżowań, które prędzej czy później wszystkie eskalowały do scenariusza "jest 30 lutego, 2 niedziele zeszły się do kupy, właśnie trwa apokalipsa zombie z alternatywnego wymiaru, jesteś na środku skrzyżowania i widzisz jak z jednej strony jedzie policja na sygnale, z drugiej straż pożarna na sygnale, z trzeciej karetka na sygnale a z czwartej pielgrzymka; w poprzek skrzyżowania biegnie ścieżka rowerowa po której jedzie zaplanowany kosmiczny tour de france- kto ma pierwszeństwo".
Dopiero w ostatnim tygodniu przed egzaminem szkoła na betonowym boisku (nie pytaj...) stwierdziła, że zorganizuje praktyki. Bez rowerów Nie wiem jak im się to we łbach złożyło, ale najwyraźniej jakoś. Te w końcu dostaliśmy, bo jacyś rodzice się zlitowali i przynieśli 3 swoje z domów z czego w 1 w ogóle nie działały hamulce, ot hamowanie stopami, a w drugim zębatki były tak zjechane, że łańcuch dosłownie przeskakiwał non stop. Takie typowe zajechane kilkudziesięcioletnie rzępy na dojechaniu. Jedynie trzeci był normalny i przy okazji nie wyglądał jakby miał się zaraz rozpaść. Oczywiście o żadnym dostosowaniu wysokości siodełka nie było mowy, więc połowa stała na pedałach non stop, a część miała w ogóle problemy, żeby na to wsiąść. Całe praktyki polegały na tym, że każdy wsiadał na te katastrofy w ruchu lądowym, robił 2 kółka wokół jakichś rozstawionych pachołków i tyle, następny, to była twoje praktyka. Chyba nie muszę mówić jak to wyglądało i się kończyło. Słowo daję, że gdyby nie to, że od małego z tatą jeździłem na rowerze non stop, to to gówno co najwyżej by mnie zniechęciło do reszty.
No a potem był wspomniany egzamin. O tempora, o mores! Przed nim oczywiście pompatyczna przemowa, że to nasza jedyna szansa i jak nie zdamy to w ogóle koniec świata, będzie wstyd, co rodzice powiedzą, co sąsiedzi powiedzą i co ksiądz powie. Przyszedł jakiś wąs z policji, który ewidentnie miał to w dupie, połowa dzieciaków nie wiedziała którą ręką się sygnalizuje skręt w którą stronę, tor był tak ustawiony, że połowy slalomu nie dało się zaliczyć chyba, że potrafiłeś nakurwiać te triki z jazdą w bok na jednym kółku na BMXie, dzieciaki się wywracały... a i tak koniec końców wszyscy to "zdali". Tak, na tych samych 3 śmietnikach, na których jeździliśmy tydzień wcześniej.