Czekam do 8 rano, kiedy Moskwa i Petersburg zostają obrócone nalotami NATO w Drezno AD 1945 za pomocą konwencjonalnych środków destrukcji. Nic więcej w Rosji nie ma i się nie liczy, więc to wystarcza, by rzucić cały kraj na kolana, związać ręce i przystawić pistolet do skroni.
O 10 kacapy z gruzów bunkra pod Kremlem wywlekają wszystkie truchła własnoręcznie zabitych sobowtórów Putina i kłamliwie smarczą, żeby zostawić ich w spokoju, bo już będą grzeczni i posłuszni.
O 12 wychodzi jakiś kagebista Suchopiździew, przyznaje że żadna z atomówek nie odpaliła, bo cały uran przechlali i rozkradli, i ogłasza się nowym carem, który będzie demokratyczny i pokojowo nastawiony. Zachód piszczy z zachwytu, Trump ogłasza swój wielki sukces i przeprasza Elona, że na niego nakrzyczał, geje tańczą poloneza, kierowcy autobusów klaszczą.
O 15 Chińczycy już oficjalnie przejmują Syberię jako prowincję chińską ze stolicą w Irkucku, po nowemu Irupingu, w ramach egzekucji zadłużenia z wojennych pożyczek.
O 17 Wania z Muchosrańska zapija się na śmierć, bo nie ma już imperium, a tylko ono stanowiło sens jego karaluszej egzystencji.