Jeden piorun i zaczynam pisanie powieści. Taki szkic się kiedyś urodził w głowie:
Rok 2136. Ziemią rządzą cztery korporacje, zwane Wielką Czwórką. Podzieliły między siebie prawie wszystkie najważniejsze aspekty życia. A - zajmuje się technologią. B - wojskiem i służbami, C - medycyną, D - budownictwem i transportem. Nie istnieją legalne firmy. Wszystko co można załatwić poza W4, załatwia się nielegalnie.
W4 łącząc siły i powołując Syndykat, opanowała technologię przenoszenia świadomości do innego wymiaru. Każdy mieszkaniec planety obowiązkowo ma wszczepiony, niemożliwy do usunięcia chip w mózgu. Powoduje on płynne przenoszenie się między światami. Zasypiając w jednym, świadomość przenosi się do drugiego. Ciało w pierwszym odpoczywa i regeneruje się. Syndykat wykorzystuje to i zmusza wszystkich do pracy w obu światach. Pracy prawie non stop. Każdy obywatel ma zatem dwie obowiązkowe prace. Przeważnie zbliżone do siebie.
Bedgost - główny bohater, jest pracownikiem budującym promieniowe elektrownie na księżycu, zasilane wiatrem słonecznym. W drugim świecie pracuje przy reaktorze fuzyjnym w megamieście Silesium.
Podobnie jak reszta obywateli, nie może spać i nie ma snów. W wyniku zbiegu okoliczności, poznaje ludzi, którzy w tajemnicy przed Syndykatem, opanowali bloker, pozwalający czasowo zatrzymać przeskoki. Bedgost decyduje się na próbę i pierwszy raz w życiu śni.
We śnie, znajduje się w pięknym, wolnym od W4 i ich Syndykatu świecie. W świecie w którym chip nie działa. Po tym wydarzeniu Bedgost, nie może odpędzić od siebie wizji ze snów. Wykorzystując dostęp do wysokich technologii Syndykatu, zaczyna pracę nad technologią, która pozwoli przenieść się do kolejnego, wolnego świata i uwolnić raz na zawsze…


