Dawno temu szedłem do pracy w pierwszy dzień, gdy powietrze czuć już było wiosną. To był jeszcze luty, ale było już tak miłej, wiatr nie smagał mrozem po twarzy. Miałem na słuchawkach Chopina, ulubione preludium opus 28 nr 4, czy jak to się tam numeruje. Szedłem estakadą i w idealnym momencie było by fajnie się z niej rzucić, pasowałoby to. Filmowe takie.
Jakiś czas później jechałem tą estakadą rowerem, lato, słońce. Tak rok temu. Wtedy mi wpadł do głowy kawałek, który jest na końcu tego sonetu. Nie wiedziałem, jak go użyć, chciałem nim zacząć tekst piosenki, ale nie pasowało. Myślę, że teraz pasuje wystarczająco. To wystarczająco mi wystarczy. Ostatni wers można chyba rozumieć dwojako. W sumie dopiero teraz to zauważyłem.
Życie to sinusoida, a to zdanie to truizm
Czyli banalne bardzo, lecz prawdy mu nie odmówisz
Im starszy tym wolniejszy, problemy jakby bledsze
Czy oczekiwania spadły, czy moje życie lepsze?
Uczucia mniej ostre, na szczęście też te drące
Duszyczkę na pół, bo już bym mógł nie być
Dwie osoby widzę w wodzie do kostek stojące
Czas nie wykorzystać dobrze, tylko spędzić
Kiedyś tędy szedłem i myślałem o wypadku
Ciepły powiew jak wtedy, ale zmiany znak tuż
Jest mi ciepło, jakbym był odziany w zamsz
Jadę rowerem, jadę estakadą
Świeci słońce w twarz
Tylko teraz czuję radość
#tworczoscwlasna #zafirewallem #poezja
Poeto, litości - pamiętaj o społeczności.
