@onpanopticon @Furto Ale ja nie neguję, że Columbus jest overpriced Przy obecnych technologiach to już dawno przestali być konkurencyjni, więc musieli zrobić coś, żeby się nie zwinąć jak wiele innych tego typu manufaktur. Zresztą na przykład marka Viner, której rower posiadam, nie wytrzymała konkurencji i bodajże od 2013 roku już nie istnieje.
No więc zrobili - wykreowali się na produkt premium, wielopokoleniową firmę z tradycjami. To tak jak z fApple, czy drogimi perfumami, czy chociażby piórami wiecznymi - płacisz za logo. Tylko w tym wypadku płacisz za to, że wydaje Ci się, że kupujesz kawałek historii, bo nie ma co ukrywać, że w połowie XX wieku Columbus tworzył innowacyjne rozwiązania i brał czynny udział w rozwoju ówczesnego kolarstwa. Płacisz za to, że nie jeździsz na seryjnie produkowanym rowerze z fabryki w chinach, tylko na czymś wyjątkowym, co zostało ręcznie pospawane, dopieszczone, jest inne niż cała ta masówka. Na czymś co - jakkolwiek durnie to nie brzmi - ma duszę. I oczywiście 99% ludzi nie zwróci na to uwagi bo nie ma bladego pojęcia i w życiu nie słyszało nazwy Columbus.
Ale jest 1%, który Cię zaczepi na ulicy pytaniem czy to rurki SLX, czy TSX czy może nowoczesne XCr tylko robione na stare, po którym to pytaniu nawiąże się rozmowa, w której powspominacie jak to ojciec kumpla miał DeRosę, czy inne Colnago na Columbusach kiedy Ty jeździłeś na Romecie Huraganie po starszym bracie, co ważył tonę (rower, nie brat) i pękł na spawach jak zjechałeś z krawężnika. A po tej rozmowie trafisz na taką L'Eroicę, czy Polonikę, gdzie spotkasz innych podobnych do siebie wariatów. To za to płacisz. Za poczucie posiadania czegoś unikalnego, co wyróżnia się pośród chińskich jednorazówek.
Więc tak - jest to produkt dla kolekcjonerów, świrów (takich jak ja), którzy z sentymentem wspominają, że kiedyś to były czasy, a teraz to czasów nie ma. I wcale nie trzeba wydawać 20k, bo można upolować jakiś stary rower z logiem gołąbka za dużo mniejsze pieniądze.
PS. A jeśli wydaje Wam się, że ten Wilier jest drogi, to zerknijcie sobie na Cinelli Xcr. Też włoski i też na Columbusie
EDIT i PS2: Żeby nie było, ja nie deprecjonuję seryjnie produkowanych rowerów. Sam posiadam kilka i jeżdżę na nich na co dzień. Ale po prostu zawsze marzyłem, żeby posiadać taką perełkę, która w przeciwieństwie do innych rowerów, które stoją w garażu, czy wiszą w salonie, stoi koło mojego łóżka. Jak w końcu siądę i skończę wpis o L'Eroice to Was zawołam, bo tam jest kawałek historii tego mojego Vinera.