Chyba pierwszy raz zapostuję coś z tagiem #polityka ale tak mnie natchło kiedy zobaczyłem kolejnego mema z Trzaskowskim (którego kradnę):
Generalnie nie żebym za nim przepadał czy śledził jego dokonania i wypowiedzi, ot, polityk. Wydaje się ogarniętym gościem, inteligentnym, poukładanym, oczytanym, generalnie takim że miałbym pewnie z nim o czym pogadać gdybym wylosował miejse w Intercity koło niego. Ale cały czas mam wrażenie że gość się męczy. Że jego taka niepewność i lekka dezorientacja wynika z tego, że gość nie jest na swoim miejscu. Dotarło do niego (zapewne sztab mu podpowiedział) że w tym wyścigu nie wygrywa się rigczem. Tu trzeba głośno wykrzykiwać populistyczne kocopoly,. A na końcu po prostu zdjąć buty i marynarkę, wleźć do kojca z małpą i zacząć o rzucać się gównem. Tak szczerze i po ludzku żal mi faceta.
W drugiej turze wybór jest oczywisty ale zastanawiam się co gościa pchnęło do kandydowania, po co mu to było?
