Aaa kurła, ale jestem na siebie zły.
Jak szedłem na studia, kupiłem takiego małego laptopika (Acer Aspire One, 10-calowy). To była pierwsza większa, lepsza rzecz jaką sobie kupiłem za swoją kasę. Służył mi przez wiele lat, ale pewnego razu, jak już kończyłem studia, spadł mi z łóżka, co uszkodziło matrycę. Laptop działał, ale niewiele było widać. Z tymże i tak już za bardzo z niego nie korzystałem, więc wywiozłem go do rodziców i sobie leżał nie używany przez ostatnie 10 lat w moim pokoju.
No i ostatnio dzwonię do rodziców, żeby mi go przywieźli, bo wybierają się do mnie w ten weekend.
A tu kupa. Mój tata w czerwcu zbierał elektroniczne graty do wyrzucenia z domu, zobaczył że laptop jest uszkodzony i się nie włącza (bo nie był naładowany, no ale cóż...) i wziął i go wywiózł.
No ale czemu to taki problem, drogi kolego z psem w avatarze?
Otóż na tym laptopie miałem zapisane wszystkie zdjęcia ze szkoły średniej i studiów. Oraz opowiadania, pomysły na książki i zaczęte historie, jakie zbierałem w zasadzie od dzieciństwa.
I tak, nigdy tego nie wrzuciłem do żadnej chmury. Bo dopiero po zakupie kolejnego kompa zacząłem korzystać z Google Drive na bieżąco.
A żeby było śmieszniej, to na początku czerwca byłem w domu rodzinnym i miałem w planach zabrać tego laptoka w celu zgrania tych rzeczy. Zapomniałem, ale nie przejąłem się tym, no bo co miałoby się z nim stać, skoro leżał nieruszany przez ostatnią dekadę?
Najbardziej żal mi głupich historyjek, jakie pisałem jak miałem 12 lat. Od teraz chyba będę robił backupy nawet list zakupów
#zalesie #nothehe
