176873 + 2 + 2 + 6 + 464+ 6= 177353


Mówi się, że do 3 razy sztuka, więc gdy liczy się to w zasadzie podwójnie, trzeba się wówczas zawziąć.

Podejścia do wyjazdu nad morze miałem dwa: rok temu, gdy wyeliminowały mnie otarcia, oraz kilka tygodni temu, gdy zabawił się ze mną komoot.

Trasę wzdłuż Nysy i Odry miałem rozpisaną już od kilku miesięcy, modyfikowaną skrupulatnie i wielokrotnie. Straciłem łącznie na to pewnie "ze 100 km na rowerze". Pierwszy raz bilety przekładałem blisko miesiąc temu. Drugi raz w ubiegły weekend. Czy było warto wybrać się wczoraj? Jeszcze jak!

Na całym dystansie zdarzył się dosłownie jeden fragment, który aktualnie bym podmienił, bo 50m przecinki z ostrym szutrem nie liczę.

Od kilku tygodni testowałem wkładki currexa dedykowane rowerzystom, co zakończyło się totalnym niewypałem. Te, zamiast zapewnić lepsze wsparcie moich stóp, spowodowały ich cierpnięcie oraz ostry ból. Dosyć powiedzieć, że po 120 km w tym tygodniu, nogi wołały o pomoc, tylko nieco mniej niż przy 300 km pętli rok temu. Wymieniłem zatem je na stare i szczęśliwe, nie licząc krótkiej przerwy na 430. km, wszystko pięknie zagrało.

Opcje dojazdu do Zgorzelca miałem dwie: pociąg po 6 oraz 8 rano. Początkowo bliższy byłem zdecydowania się na wcześniejszy wariant, jednak chęć wyspania się wygrała. Stwierdziłem, że trochę dłuższy sen, pozwoli lepiej się zregenerować, co może mieć kluczowe znaczenie.

Praktycznie punktualnie o 10 wyjechałem z dworca w Zgorzelcu i po 5 min przekroczyłem (pierwszy) raz tego dnia granicę.

Otóż jest to największy problem całej tej trasy, że po niemieckiej stronie dostęp do uzupełnienia spożywki jest ekstremalnie ograniczony. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w każdej wsi jest abc/żabka/rabat, stacje benzynowe są całodobowe, normalnie kraina mlekiem i miodem płynąca. A Niemcy? Niemcy to dramat. Gdzieniegdzie znajdziemy tylko Lidla, Norme, czy Netto, a nawet jeśli dane miasto jest większe, to w promieniu 5km innego sklepu już się nie uświadczy. Po 16:00 otwarte są już tylko wyżej wymienione dyskonty oraz stacje benzynowe - ale i tak, te całodobowe stanowią może 10%! Zatem tego dnia przejeżdżałem przez granicę łącznie dobre 7 razy, za każdym razem w celu uzupełnienia zapasów. Jeden zjazd nawet przeoczyłem i nie miałem już czasu się wracać.

Patrząc na mocno ograniczony czas podróży (wyjazd o 10, ostatnia przeprawa promem w Świnoujściu o 8:30), zaokrągliłem sobie czas do 4:30h/100km. Pierwsza setka poszła gładko, 4 godziny z ogonkiem, co wprawiło mnie w dobry nastrój. Pierwsze 300 km, w 90% wiodło przez fantastyczną drogę, albo dedykowaną rowerom, albo z zerowym (dosłownie) ruchem samochodowym.

Wiatr był boczny umiarkowany, nie miałem powodów do narzekań.

Kolejna setka poszła gorzej, zrobiłem ją w 5 godzin, co wprowadziło mnie w zaniepokojenie. Godzina 19, mam 13,5 godziny na zrobienie ok. 270 km, a w nogach już delikatnie coś czuję. Wiedziałem jednak, że będę miał sojusznika - uwaga - wiatr. Po zachodzie słońca miał się obrócić i wiać prosto w plecy. Tak też się stało i 270 km przypadł na godzinę 22. Ostatni raz zameldowałem się w najdalej wysuniętej na zachód wsi w Polsce - Osinowie Dolnym. Tam miałem do odebrania paczkę, którą sam sobie nadałem: parę żeli i batonów, ocieplacze na buty i nogawki (24 mają...) oraz wiatrówkę. Do tego doszło termo od UA i byłem gotów do dalszej jazdy, w 5 warstwach na górze 😂.

Mimo zmęczenia, szło mi całkiem dobrze, a początki znużenia przeszły wraz ze zjazdem na drogi publiczne. Jechało mi się cudownie, niesamowicie lekko, jak na przebyty już dystans. Wtedy nastąpił pierwszy fakap. Lampka przednia zmieniła jasność na niską, powerbank miałem wyzerowany, a do tego wjechałem na taką kostkę, że na Paryż - Roubaix ta sekcja dostałaby 5/5 w klasyfikacji. Fakt, że nie przebiłem opony, jest naprawdę małym cudem. Mając zarazem mierne oświetlenie oraz taką nawierzchnię, musiałem spieszyć się na wyznaczony po drodze, otwarty Shell, bo wiedziałem, że do znalezienia się w naprawdę ciemnej d⁎⁎ie, brakuje mi max godziny. Koncentracja sięgała zenitu, czułem się jak po kresce. Udało się, przekazałem miłej Pani lampkę z kostką do ładowania, a także wypiłem kolejną kawę, zjadłem bagietkę i myślałem walczyć z zimnem. Stacja była bowiem w trybie "only window", więc pozostało mi marznięcie na zewnątrz. Poradziłem sobie częściowo z tym problemem, wchodząc na 10 min do toalety w celu ogrzania. Pomogło, więc odebrałem lampkę i ruszyłem dalej, mając w perspektywie max godzinę do jaśniejącego nieba. Udało się, choć po drodze musiałem dosłownie drzeć mordę na stojące na środku jezdni 6 saren, bo ze światła nic sobie nie robiły.

Gdy zaczęło widnieć, wiedziałem że zbliżam się do kulminacyjnego punktu wycieczki - Anklam i zwrotu w kierunku zachodnim, ku celowi podróży. Wiedziałem co to ze sobą niesie: przyszło 400 km w nogach i mocny wiatr boczny. Jazda w sąsiedztwie zbiorników wodnych i pastwisk z trzodą chlewną, wymęczyła mnie do końca. Do tego zaczęły się małe górki, które odczuwałem już 3x mocniej, za sprawą coraz to mocniejszych otarć od siodełka. Na jednym z podjazdów, pośrodku lasku, zdając sobie sprawę ze świetnego czasu (2,5h do deadline'u, 35km do celu), zdecydowałem się na 15 minutową para-drzemkę. Na wszelki wypadek włączyłem budzik w zegarku, gdyż telefon wskazywał poniżej 15% baterii. Przekraczając granicę, skierowałem się do maka, gdyż chciałem zjeść cokolwiek ciepłego oraz napić się herbaty. Równie ważny był jednak dla mnie fakt, że doskonale wiedziałem, że przy stolikach są gniazdka. Czasu miałem sporo, zegar wskazał na ok. 7:30.Podłączyłem telefon i... ożeszkurwa.jpg. Komunikat o wilgoci w porcie usb. Suszarek w łazience - brak. Pozytywnych efektów suszenia skrawkami papieru - brak. Możliwości odebrania ciuchów na przebranie z paczkomatu i pokazania biletu - brak. Zajechałem po drodze na stację benzynową i niestety suszenie wtyku od przewodu oraz portu usb nic nie dało. Na promie spotkałem starszą parę, a mężczyzna poradził spróbować z jego przewodem, co okazało się strzałem w 10. Paczkę odebrałem, parę % zostało na pokazanie biletu, co zapewnili spokój na resztę podróży.

Podsumowując, wspaniały to był wyjazd, nie zapomnę go nigdy.


#rowerowyrownik #szosa #rower

a186f28d-f452-4ba8-93e5-3391d389238c
23241c60-a8d5-4874-aa9a-f2a220095579
660c6e33-5113-486a-a8e9-6eda01c2c279
6be2e90e-6efe-4de8-9146-65ec030e42e6
96c67604-9337-4327-a9b2-d81a484b2506

Komentarze (12)

onpanopticon

@Furto przeczytałem z zapartym tchem Kozak!

Furto

@onpanopticon Dzięki, ciekawa to była wyprawa i wszystkie okoliczności 😃

AdelbertVonBimberstein

@Furto piękna przygoda, zazdroszczę jak cholera. Aż mnie nosi na pierwsze 200 km, a tu takie historie.:)

Furto

@AdelbertVonBimberstein Dawaj, dawaj, nie ma co się odciągać! :)

rith

@Furto nice! To się nazywa piękna wycieczka. Gratulacje!

Furto

@rith Dzięki 😃

austrionauta

Mega! Super relacja też. No i z tymi żabkami czy pacxkomatami to Polska faktycznie rozpieszcza, wszędzie indziej opcja juczny osioł

Furto

@austrionauta Można się tam nieźle naciąć, sam po przegapieniu tego pitstopu musiałem mocno ograniczyć spożycie wody i nadrabiać żelami.

Shivaa

Łooo ale żeś mi teraz zaimponował, następnym razem jak mnie siły zaczną opuszczać to pomyślę o tobie jako wzorze determinacji 😃

Jak się przygotowywałeś kondycyjnie do takiej trasy? Masz jakieś specjalne siodełko które chroni zad przed bólem?

Ja zdecydowanie robiłabym więcej km gdyby nie ból tyłka mimo specjalnej bielizny kolarskiej

Furto

@Shivaa Hah, dziękuję, ale znam lepszy sposób do motywacji. Jeszcze nigdy żadna wyprawa nie dała mi tyle dowodów na to, że to łeb jest zawsze najsłabszy. Dla przykładu, widziałem że przy tak długim wysiłku, moje tętno nie powinno przekraczać 130 uderzeń na minutę, a najlepiej jeszcze mniej. Na początku dawało to ok. 28 km/h. Potem tempo nieco spadło (i to po posiłku!). Co zatem zrobiłem? Zupełnie nic, bo po pewnym czasie jechałem 29 z plusem 125. To samo z kolanem. Poczułem je w gorszych w chwilach ok. 210 km. Co się stało? No nic, po 20 km cisza, teraz sobie o nim przypomniałem, gdy piszę tę odpowiedź. 90% "ale" trzeba po prostu przeczekać, skupić się na wszystkim, tylko nie na dolegliwościach. Kondycyjnie się nie przygotowywałem jakoś wyjątkowo. Po prostu wiem, że jestem w formie, a skoro udało się przejechać 200 km ze średnią ponad 29 i z jedną przerwą, to czemu miałoby się nie udać 470 z 24-25 oraz większymi możliwościami jeśli chodzi o przerwy?Zadbałem tylko w ostatnim tygodniu o przyzwoitą ilość snu, wysoką podaż węgli oraz spożycie magnezu i potasu.

Co do siodełka, to jest moja pięta Achillesowa. O ile ból samego tyłka, to kwestia wyjeżdżonych godzin, tak osobiście mam bardzo duży problem z otarciami na pograniczu wewnętrznej strony ud i pośladków. Skóra czerwieni się już po 2-3h jazdy, z tego powodu raczej unikam jazdy dzień po dniu. Doraźnie dbam o to biorąc prysznic przed każdą dłuższą jazdą oraz smarując się assosem. Ten się spisał, bo nieoczekiwanie, gdy się przesmarowałem po ok. 200 km, tchnął nowe życie w mój tyłek xD Rozpocząłem wczoraj także testy maści na podrażnienia, czyli Cicaplast Baume B5, póki co jest względnie ok. Różnicę odczułem zwłaszcza dzisiaj, pomiędzy drogą do pracy, a do domu. Te 8 godzin dużo zmieniło 😂 Dotychczas najlepiej spisywał się Alantan w posypce. Aha, siodełko to Bontrager Verse Comp (ale nie w wersji short). W najbliższym czasie będę manipulować nieco kątem pochylenia, bo trzeba coś zrobić z tymi otarciami. W ostateczności wyłożę pieniądze na bikefitting.

Shivaa

@Furto dzięki za wyczerpującą odpowiedź, nakierowało mnie to na pewne rozwiązania 😄

W przyszłym miesiącu planuję nieco dłuższą niż zwykle traskę z powrotem po dwóch dniach i chcę się dobrze od strony bólowej na to przygotować, bo pary w nogach na pewno nie zabraknie (co najwyżej maści na ból dupy)

Bambaryla

@Furto Hej, ciekawy wpis i gratuluję trasy.

Co do otarć, mam ten sam problem. Jeździłem wcześniej na slr super Flow 145mm i miałem obtarcia w tym miejscu co Ty. Zamieniłem siodło na slr boost 130mm + bikefitting i wydaje mi się, że jest trochę lepiej, ale dalej po kilku godzinach w siodle są obratcia. Wg mnie mamy dwie drogi.

1 siodło w kształcie T - selle italia flite

2 siodlo w kształcie V - coś ze stajni selle smp.


Albo problemem jest duże wcięcie albo właśnie jego brak.

Może też siedzisz troszeczkę za daleko na siodle.

Zaloguj się aby komentować