#paczki

0
24
Był ktoś w "najpopularniejszej pączkarni" w Warszawie? Właśnie z niej wracam, zachęcony opiniami i kolejkami, które są praktycznie codziennie - jestem po pierwszym pączku i musze powiedzieć, że są mega ciepłe (może mi się takie trafiły), kojarzą się ze smakiem dzieciństwa bez udziwnień - nie są jakieś top top, ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Więc jeśli ktoś szuka pączka z dzieciństwa to moge polecić. Zalecam przyjść później niż przed samym otwarciem bo stoi zawsze około 10-20 osób w kolejce. Podobno często są wyprzedane do 14
Lokalizacja Pracowni "Zagoździński" - tuż obok optyka "Bliski Optyk", zrobiłem foto jak wychodziłem - łatwo zauważyć z Górczewskiej
Dorzucam historia pączkarni z ich strony:
„Władysław Zagoździński, urodził się w 1901 roku w Młynowie koło Równego, praktykował w Warszawie w cukierni Mieczysława Rydzewskiego – Krakowskie Przedmieście 12. Kiedy zdał egzaminy czeladnicze w celu pogłębienia znajomości zawodu objął posadę w cukierni Moczulskiego przy Chłodnej 40. Myśląc o założeniu własnego interesu ożenił się. Cukiernik najpierw się żenił, a potem otwierał cukiernię. Mąż zajmował się wypiekiem w pracowni, żona – ekspediowaniem w sklepie. W 1925 roku otworzył pierwszą cukiernię przy ulicy Wolskiej 53, prawie przy rogu Skierniewickiej. Nie był to duży lokal, ale Wolska była i jest w tej dzielnicy najważniejszą ulicą, podobnie jak Marszałkowska w Śródmieściu. W 1930 roku przeniósł firmę do znacznie większego lokalu przy Wolskiej 66, róg Syreny. Duży sklep, pokój do konsumpcji ze stolikami, pomieszczenie na bilardy i pracownia. Tu już powstaje pełny asortyment towaru, a że Zagoździński był fachowcem dobrym, zyskał rzesze kupujących i sympatie mieszkańców. Zagoździńscy mieszkali w tym samym domu co cukiernia. Dwie córki, Hanka i Danka, kształciły się na pensji. Ojciec, po całym dniu pracy, lubił wieczorem grać w szachy. Miał w cukierni swój stolik i miał przyjaciela w zawodzie, Franciszka Pasonia. Rozgrywali partie zapominając o świecie Bożym. Wszystko układało się dobrze do wybuchu wojny w 1939 roku. Tragedia nastąpiła, gdy wybuchło Powstanie 1 sierpnia 1944 roku. Dom, w któym była cukiernia spalono. Zagoździńscy jak tysiące warszawiaków tułali się, cierpieli i doczekali końca wojny. w Maju 1945 roku przyszli z różnych stron do ukochanej Warszawy. Spotkali się przy wypalonym domu Wolska 66. Lokatorzy własnym kosztem i pracą dom odbudowali. Cukiernia wkrótce została uruchomiona, choć znacznie zmniejszona z braku funduszów. Do pracy z rodzicami stanęło drugie pokolenie: dzielna córka Hanka z mężem swoim, Mieczysławem Grelofem, córka Danka, w miarę wolnego czasu na studiach. Zaczynali od nowa. W czasach stalinowskich cukiernia wegetowała. Rzemiosła musiały ograniczyć produkcję. W roku 1962 umiera żona Zagoździńskiego. W roku 1973 na skutek powiększenia sąsiadujących z cukiernią państwowych sklepów, Dzielnicowa Rada Narodowa usunęła Zagoździńskiego, dając lokal zastępczy przy ulicy Górczewskiej 15 w domu Wawelberga. Otrzymany lokal jest mniejszy więc produkcja została ograniczona tylko do wyrobu pączków. Do pracy przy tych pączkach stanęło trzecie pokolenie. Leszek Grelof, który po ukończeniu SGPiS-u odbył praktyki cukiernicze, uzyskał dyplom mistrza i prowadzi z matką firmę po dziadku, który zmarł w 1974 roku. Leszek Grelof zmarł w 1992 roku. Cukiernię prowadzi nadal matka, p.Hanna Grelof z córką, Zenoną Adamuszewską – podobnie jak brat jest absolwentką SGPiS-u.”
na podstawie materiałów z książki W. Herbaczyńskiego „W dawnych cukierniach i kawiarniach Warszawskich” wyd. Veda z 19.12.2005 r.
#warszawa #paczki #paczkarnia #zagozdzinski
Źródło
65e72401-9452-4cfe-8b4a-32134ca1d1ec
2c6e086a-9efb-4ba2-b7b0-da9441f811d3
0e30e2f8-fe8f-403f-8351-61458545d977
tak_bylo

@pukpuk jakim cudem ktoś ma taki zbyt i wyprzedaje towar już o 14. Ci ludzie prowadzą biznes, czy wioskowego GS-a ?

myrkur

@tak_bylo Zapewne ograniczenia możliwości produkcyjnych

Pomidorek

@tak_bylo nie wszyscy chcą, potrzebują się rozwijać i zdobywać więcej. Istnieje pewna grupa ludzi dla których wystarcza to co mają na danym poziomie. Bycie rzemieślnikiem nie zawsze musi iść w parze z byciem dobrym menagerem, organizatorem itd.

Zaloguj się aby komentować

Już za dwa dni świętować będziemy tłusty czwartek. (11 luty)
Jak to Staropolskie przysłowie mówi: Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła.
Geneza tłustego czwartku sięga pogaństwa. Był to dzień, w którym świętowano odejście zimy i nadejście wiosny. Ucztowanie opierało się na jedzeniu tłustych potraw, szczególnie mięs oraz piciu wina, a zagryzkę stanowiły pączki przygotowywane z ciasta chlebowego i nadziewane słoniną. Rzymianie obchodzili w ten sposób raz w roku tzw. tłusty dzień.
Podzielę się z Wami przepisem jaki używamy od dawna - żeby nie stać w długich kolejkach (kiedyś znalezione w Internecie i tak zostało z nami)
Składniki na ok. 20 sztuk:
Ciasto drożdżowe:
500 g mąki pszennej
50 g świeżych drożdży lub 14 g drożdży instant
100 g masła (lub margaryny)
100 g cukru
4 żółtka
1 jajko
250 ml mleka
1 łyżka spirytusu (wódki lub rumu)
Dodatkowo:
dżem lub powidła (u mnie powidła śliwkowe)
olej do smażenia (1- 1,5 litra)
Pamiętajcie, nie jedzcie dwóch na raz tylko powoli po jednym.
fbe2744d-505e-4895-b4bf-4b05e0924272
Qaz123

@gacek ale ze co, wszystko wymieszać i do oleju? Xd

Bipalium_kewense

@gacek A ja bym chętnie spróbował takiego "starodawnego" pączka ze słoniną. Chociaż prawie wcale nie jadam teraz mięsa, na tę okazję zrobiłbym wyjątek. Ogólnie to największym minusem w pączkach jest dla mnie dżem, najczęściej zbyt słodki. A z nadzieniem wytrawnym jeszcze nie próbowałem. Może sam zrobię w ten weekend (na czwartek nie dam rady)?

gacek

@Bipalium_kewense lepiej robic samemu niz stac w tych kolejkach

Zaloguj się aby komentować

Poprzednia