Wyniesione z FB Krakowskiego Klubu Szachistów 1893

#szachy


WSTYD ŻENADA FRAJERSTWO NIE WRACAJCIE DO DOMU – takimi słowami dziennikarze „Faktu” zwykli witać kadrę piłkarską po powrotach z dowolnego Mundialu. Czy pierwszy akapit zawiera spojler? Czy te obelgi są słuszne? Czy faktycznie mamy powody do wstydu? Relacja z III rundy odpowie na wszystkie te pytania.

Na początek przydałoby się parę słów na temat naszych rywali. Kto trochę już w szachy gra, ten wie, że największym lękiem szachisty nie jest dostać w kojarzeniu jakiegoś radzieckiego arcymistrza zwanego powiedzmy Gennadij Michailovich Rozdupcew, który miażdży swoich rywali tak bardzo, że kiedy zabija w partii skoczka, to po wszystkim odryza mu łeb. Nie! Najgorszym przekleństwem jest być skojarzonym z małym, zdolnym dzieciakiem. Żaden wstyd nie może się równać temu, jaki czuje człowiek, który został zdominowany intelektualnie przez ośmiolatkę. Ten lęk paraliżuje kończyny, zalewa czoło potem i sprawia, że po takiej porażce jeszcze wiele lat będziesz budził się w nocy z krzykiem. No to wyobraźcie sobie, że graliśmy z drużyną takich mini-morderców.

GCKIP Czarna, bo o nich mowa, to klub, który od wielu lat produkuje potężnych juniorów jak z taśmy produkcyjnej i systematycznie wypuszcza na rynek kilku predatorów rocznie. Jak dementorzy w końcu podrosną, to formuje się z nich skład meczowy i jedzie na taką II ligę seniorów, żeby wykarmić te bestie krwią niewinnych emerytów, takich jak choćby autor tej relacji. Tegoroczny narybek miał średnią wieku około 12 lat i…czwarty numer startowy. Praktycznie każdy z tych zawodników nie osiągnął jeszcze 1.70 wzrostu, osiągając za to kilka medali Mistrzostw Polski Juniorów i rankingi grubo powyżej 2100 elo. Skoro wiemy już z jakim zagrożeniem musieliśmy się uporać, przejdźmy do stenogramu meczowego, a raczej zapisu z czarnej skrzynki.

Sebastian w swojej partii niestety zderzył się z tym, co sprawia, że juniorzy mają tak niechybną opinię. Jego rywal, obkuty w główną linię silnika Stockfish, pierwsze kilkanaście ruchów zagrał od ręki. Mimo, że dla każdego z zewnątrz ta pozycja wyglądała jak jeden z obrazów Hieronima Boscha, młodemu asasynowi nawet nie drgnęła powieka, podczas gdy Sebastian dwoił się i troił żeby utzymać białe w jakimś sensownym szyku. Niestety kosztowało to mnóstwo czasu i bląd popełniony pod presją zegara okazał się decydujący. 1:0 dla Czarnej.

Pod brutalnym ostrzałem znalazła się również Emilia, której rywal optycznie stał podejrzanie, wydawał się mieć figury w nieładzie, niby w pozycji naszej zawodniczki wszystko się zgadzało... gdy jednak przyszło do konkretów, białe zawsze miały na to wszystko jakieś „ale” i tym sposobem, ruch po ruchu czarne wpadały w coraz większy parter. Emilia próbowała złapać jakąkolwiek aktywność, ale rywal po prostu widział wszystko, dodatkowo maltretując naszą III szachownicę niezwykle głośnym, gruźliczym kaszlem. Niedługo potem króle powędrowały na środek i przegrywaliśmy już 2:0.

Na V stole byliśmy świadkami kolejnego z niezliczonych pojedynków w końcówce głównej linii obrony Caro-Kanna. Kuba zbudował solidny zamek i wydawać by się mogło, że o żadnej wygranej nie może być mowy, jednak podbramkowa sytuacja meczowa sprawiła, że nasz kapitan zamiast brać remis przyszarżował i w kluczowym momencie wsadził głowę prosto w lufę czołgu. Białe wiele się nie namyśliły i prostą kombinacją zostały z jakością więcej w technicznie wygranej końcówce. Katastrofa!

Autor tej relacji miał przed partią wiele powodów do niepokoju. Nie dość, że mój przeciwnik urodził się w 2012 roku, to jeszcze jak go zobaczyłem, stwierdziłem bez cienia wątpliwości, że jest on wielkości mniej więcej mojej lewej nogi. Takie rzeczy potrafią wjechać na psychikę, ale prawdziwie sponiewierany poczułem się w momencie, w którym dotarło do mnie, że to 40 kilo żywej wagi formalnie mnie ogrywa i to bez specjalnego wysiłku. Co prawda moją porażkę mogło nieco przybliżyć ofiarowanie trzech pionów z rzędu, niemniej bez tego moja pozycja była już mocno podejrzana. Po czwartej godzinie przegraliśmy zatem mecz, pytanie tylko jakim rezultatem.

Grający na pierwszym stole Dominik musiał wziąć na klatę najbardziej żarłoczną bestię z całego tego składu obwieszonych medalami dwunastolatków i wiadomo było, że lekko nie będzie. Rywal w lekko niesymetrycznej strukturze rozpoczął tak agresywny nacisk, że nasz lider chcąc wyswobodzić się z tego klinczu, praktycznie ubierał spodnie przez głowę. Niestety w ferworze manewrów czarne zapomniały o pionku c i kiedy ten osiągnął siódmą linię, było już za późno. Na koniec białe skończyły partię elegancką kombinacją – jak zwykle diagram żeby spróbować swoich sił znajduje się poniżej, białe zaczynają i wygrywają.

Ten mecz miał fazy otwarcia i gry o wszystko, przyszedł więc czas na fazę walki o honor. To, co odróżniało nas od reprezentacji piłkarskiej to szczera wola walki i Kasia mogłaby robić za symbol tej postawy. Broniąc kilkadziesiąt ruchów pozycji bez pionka, nasza VI deska już wydawała się ustawić fortecę nie do przejścia. Niestety, po kilku godzinach walki, na sekundach zdecydowała się na manewr, który co prawda upraszczał pozycję, ale do kompletnie przegranego układu. Tym samym 6:0 stało się faktem i mordercze podkarpackie dzieciaki zrobiły z nas mokrą plamę.

Co sprawiło, że mecz potoczył się tak niefortunnie? Wiele wniosków nasuwa się na język, ale jeden, kluczowy to pierwsze od dwóch rund zaniechanie wieczornego treningu wytrzymałościowo-motorycznego. Z naszej strony możemy powiedzieć, że sztab szkoleniowy wyciągnął wnioski i obiecujemy, że podobnego błędu więcej nie popełnimy. Jutro naszym rywalem będzie Skoczek Trojański Warszawa, miejmy nadzieję, że odbijemy się po tym mordobiciu. Link do transmisji jak zwykle w komentarzu, start równie jak zwykle o 15:00.

MVP meczowy, za wynik bez porażki i najlepszą grę we wczorajszym meczu trafia do naszego wspaniałego rezerwowego, Andrzeja Gbyla, którego brak na lidze to powód nostalgicznych westchnień i licznych toastów za jego imię. Twoje zdrowie, Andrzej!


autor Marcin Chmiel

f8b07a52-8a76-4401-9637-12355966f54e

Komentarze (8)

pacjent44

W szachy ostatni raz grałem na podłodze sali gimnastycznej z radzieckim pułkownikiem i pamiętam, że to szalenie wymagający sport. Strasznie mnie następnego rana głowa bolała i miałem dziwne pragnienie.

Piechur

@pacjent44 Powiedziałem kiedyś koledze szachiście, że chciałbym zapisać młodą na zajęcia. Kiwnął tylko głową i powiedział, żebym przed 14 rokiem życia ją wypisał, ten sport ponoć bardzo szkodzi na wątrobę

eloyard

Kradnę do folderu z pastami.

pacjent44

@eloyard ok, ale to nie pasta, jak widzisz, tylko życie hard coded

eloyard

@pacjent44 taka jest geneza każdej pasty ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯

BoguslawLecina

@pacjent44 jak raz dostalem wpierdol od jakiegos dziecka na turnieju to mi psycha siadla i odpuscilem dalsze startowanie xD

pacjent44

@BoguslawLecina ja przynajmniej nie pamiętam, czy przegrałem. xD

Zaloguj się aby komentować