Wczoraj była całkiem ładna pogoda (W Wwie przynajmniej), więc jako że miałem wolny dzień, to postanowiłem przejść się i pozałatwiać sprawy. Ruch to zdecydowanie coś, co wyjdzie mi na dobre, a zatem do dzieła!
W drodze do celu minąłem babeczkę, która bez oporu szła rzucając bluzgami na lewo i prawo.
Wariatka jakaś - pomyślałem.
Ale po chwili stwierdziłem że może jednak nie, gdyż moim celem ewidentnie było miejsce, z którego owa pani wyszła.
Tutaj na pewno większość zgadła, że chodzi o pocztę polską (specjalnie z małej litery)
Taaak... pocztę polską można nienawidzić albo nieznosić. Ja jej po prostu współczuję że jest upośledzona.
Na miejscu zastałem pokaźną kolejkę i jedno okienko czynne. Być może dałoby radę otworzyć więcej, ale dwa były zastawione jakimś szajsem z Chin, a do kolejnego zabrakło widać obsługi. Zostało więc czwarte.
Co zrobić, mnie tam kolejki nie ruszają, a nawet lubię sobie czasem postać, pomyśleć na życiem, poobserwować otoczenie. Zwłaszcza tak egzotyczne jak wnętrze placówki pocztowej.
Jednak tym razem przygotowałem się zawczasu, przeczuwając co może nastąpić wziąłem ze sobą książkę.
Uzbrojony więc w literaturę i wolny czas zmierzyłem się z demonem.
Nawet myślałem aby wspomnieć przy okazji, że w dniu kiedy zostawiono mi awizo, byłem w domu, ale uznałem że i tak przyjdzie jeszcze na to czas. Nie chciałem też wydłużać niepotrzebnie innym czasu oczekiwania.
Na koniec odmówiłem jeszcze grzecznie dodatkowej oferty (czekoladki mam w domu, a kalendarza nie potrzebowałem) i poszedłem na chatę.
Ciekawe czy zabraknie mi tego kolorytu jak kiedyś zmodernizują pocztę
#pocztapolska #gownowpis