Nie wiem jak to inaczej określić. Ale to była moja forma, byłem z niej naprawdę cholernie dumny.
Na początku malowanie ich w żywicy mnie wyciszało, wręcz wyłączało z rzeczywistości i nadawało pewien rękodzielniczy rytm.
Dobry podcast w tle albo dokument, pierwsza partia schnie, ja maluję drugą i pomiędzy przygotowuję trzecią, a czas dla mnie nie istnieje.
Słucham dużo muzyki i po prostu maluję.
Znikam.
To te rzadkie momenty w których potrafiłem
nie myśleć o sobie źle - w końcu coś tworzyłem, prawda? Później, gdy świecące galaktyki okazały się fundamentem sprzedaży w moim sklepie jednocześnie stały się źródłem frustracji.
A gdy frustracja łączy się z komercją i przymusem latania za ZUSem* pewna magia zaczyna znikać.
Te zdjęcia przypominają mi bardzo dobrze właśnie te dobre momenty i dalej lubię wrócić sobie do malowania galaktyk raz na jakiś czas.
#rozkminkrzaka #tworczoscwlasna #rekodzielo


@splash545 Temat "flow" o którym piszesz znam bardzo dobrze i to stan za którym gonię pół swojego życia - jeśli tylko zadbam o higienę snu i nie spieprzę początku mojego dnia, jednocześnie nie uciekam od danego tematu i nie muszę się zmuszać, to ten stan przychodzi do mnie często podczas pracy twórczej.
Montowanie filmów, tworzenie muzyki, malowanie galaktyk, czasem fotografowanie - to czynności dzięki którym wkręcam się i znikam całkowicie.
I co ironiczne, wiele z tych rzeczy przeraża mnie wewnętrznie. Do dnia dzisiejszego nie doszedłem do tego, o co mi chodzi i dlaczego uciekam, ale... No właśnie uciekam od nich, bo nagrywanie oznacza ekspozycję, bo montowanie oznacza finalizację, bo malowanie oznacza że coś na pewno spieprzę a fotografowania nie znam i ktoś to będzie oceniać.
Nie pojmuję mojego umysłu w takich chwilach i choć chciałbym mieć wtedy w pełni stoickie podejście, zrobię wtedy wszystko żeby uciec od tego co dla mnie ciężkie, wybierając natychmiastową gratyfikację zamiast odłożonej w czasie pracy która przyniosłaby mi satysfakcję.
Dla niektórych to może być śmieszne, ale jednym z większych sukcesów ostatnich lat mojej pracy nad sobą jest to, że w takich właśnie chwilach ucieczkowych przestałem lecieć na automacie. Ja już wiem kiedy uciekam. Nie umiem najczęściej tego zatrzymać, ale też pierwszy raz od kiedy pamiętam przestaję siebie nienawidzić w takich momentach.
Bo zazwyczaj gdy zamiast robić coś co wiedziałem że chcę robić ale jednocześnie było to dla mnie trudne i uciekałem od tego czułem niesamowitą nienawiść do samego siebie.
A flow? A flow jest jak narkotyk - cudowny stan, w którym nie potrzebujesz nic więcej bo jest dobrze tak jak jest i jeśli ktoś z czytających umie ten stan osiągnąć i utrzymać a jednocześnie do niego wracać: pielęgnujcie te momenty😃