tl; dr : zjedzenie 400g węglowodanów z normalnego jedzenia wcale nie jest łatwe
Zabrzmi głupio, ale pojawił mi się odwrócony problem grubasa tj. nie chce mi się jeść. Świeżo po skończonej redukcji cieszyłem się, że w końcu się nażrę i przez dłuższy czas opierniczałem nadwyżkę z chęcią, a teraz mi się nie chce. Ale jak to? Normalnie, okazuje się, że 400g węglowodanów z sensownego źródła (ryż, kasza, pełnoziarniste pieczywo, ziemniaki, płatki owsiane) to jest naprawdę góra żarcia i zjedzenie tego wcale nie jest proste. Oczywiście można zjeść jakieś randomowe wysokokaloryczne gówno, ale to gówno zamieni się w gówno i pożytku z tego nie będzie. W weekend podwoiłem ilość tłuszczy do 125-150g, bo zachciało mi się tłustego angielskiego śniadania (mmm pyszny boczuś <3) i to było zdecydowanie łatwiejsze. Cyk i 1000 kcal w jednym posiłku. Może to jest jakieś rozwiązanie.
Zgodnie z planem zostało mi jeszcze 8 tygodni okresu masowego, nie chcę go przerywać przedwcześnie, bo przebiłem się przez stagnację, progres powoli idzie i waga minimalnie też. Po okresie świątecznym zależnie od poziomu otłuszczenia wjedzie redukcja lub w wybitnie optymistycznej opcji 2-3-tygodniowy mini-cut i znów masa, ale już nie mogę się doczekać mniejszych porcji jedzenia.
Larry dla śmieszków, bo ta mina mówi sama za siebie.
#hejtokoksy #dieta #gownowpis #grubnijzhejto


