@Modnar w innym komentarzu piszesz "czy nie mamy prawa do szczęścia" - skłaniam się ku opcji że nie mamy prawa do długoterminowego szczęścia, tylko do stanu wzglednie neutralnego który powinniśmy probować zaakceptować.
Na wszystko co sprawia szczęście człowiek się uodparnia. Zauroczenie mija, już nie mówiąc o rzeczach nabytych które sprawiają przyjemność o wiele krócej.
Możemy co prawda w jakiś sposób zdobyć chwilowe szczęście, ale liczy się tu i teraz, po jakimś czasie organizm będzie miał w d⁎⁎ie to czy kiedyś w danym momencie byłeś szczęśliwy, tylko będzie chciał byś był szczęśliwy teraz a nie da się zapewnić byś był stałe szczęśliwy gdy organizm dany poziom uzna szybko za standard.
Kolejna moja myśl to zawsze będziemy odczuwać jakiś dyskomfort bo to pcha nas do przodu jako gatunek, zapewnienie potrzeb pierwszego rzędu nie sprawi że będziemy szczęśliwi tylko to że będziemy odczuwac dyskomfort związany z potrzebami drugiego rzędu i krótko mówiąc zawsze musi być coś nie tak, bo inaczej nie widzieli byśmy szansy na poprawę naszego losu.
Swoje rozwiązanie widzę w miksie filozofii buddyjskiej ( polecam pierwsza część książki " o naturze rzeczy" która opowiada o filozofii, nie o religii ), stoicyzmu i praktykowania wdzięczności
Czyli po krotce z :
- akceptacji że długotrwałe szczęście nie przyjdzie z zewnątrz
- że teoretycznie mogę osiągnąć długotrwale szczęście jeżeli ogarnę swój gadzi mózg - wyzbędę się potrzeb bo innej drogi nie ma, w miejsce zaspokojonej jednej potrzeby pojawi się inna
- zwłaszcza w temacie potrzeb materialnych gdzie dana rzecz da mi szczęście przez bardzo krótki okres a jej utrzymanie będzie ograniczało moją wolność
- że muszę na swoje odczucia patrzeć z bardziej neutralnej/obiektywnej perspektywy. Wyśmiewamy problemy płaczących małych dzieci, tak samo i wiele naszych problemów to nie są wielkie krzywdy tylko chwilowe wyprowadzenia nas z równowagi emocjonalnej - chwili która przeminie
- wszystko się zmienia i nic nie jest trwałe, jestem singlem i co jakiś czas atakuje mnie poczucie samotności, wtedy sobie mówie że to po pierwsze zaraz te uczucie przeminie po drugie to to czego mój mózg by chciał to trwające w nieskończoność uczucie zauroczenia co nie jest osiągalne ale gadziemu mózgowi tego nie przetlumaczysz, po trzecie koszty związku byłyby większe niż chwilowe korzyści - dostosowanie się i praca nad związkiem sprawiałyby mi większy dyskomfort niż poczucie samotności i że samo uzależnienia się od drugiej osoby jest słabe.
- porównuje swój stan ale nie w góre tylko w dół, z ludźmi którzy mają gorzej, ze sobą z przeszłosci.