"Dzisiaj, w pewnym popularnym dyskoncie z owadem w logo, usłyszałem rozmowę, która kompletnie poprawiła mi humor. Na pytanie klienta: „A te zupy to dobrze smakują?”, pewien kasjer odpowiedział z kamienną twarzą:
„Nie ma tak, że dobrze czy niedobrze…”
I ja uważam, że to było piękne. Cóż, chyba nie ma lepszego dowodu na to, jak głęboko „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra” wsiąkł w nasz język, humor i popkulturowe DNA. Zrobiło mi się cieplutko na serduszku.
Bo umówmy się — „Misja Kleopatra” to jedna z najlepszych komedii wszech czasów i absolutne wyżyny polskiego dubbingu. Tak naprawdę to jeden z niewielu (obok RRRrrr!!!) filmów aktorskich, w których dubbing działa lepiej niż oryginał. A skoro o tym dubbingu mowa, to jedno nazwisko: Bartosz Wierzbięta.
Są tacy ludzie, których nie widać, a bez których nie byłoby filmowej magii. Wierzbięta to dialogista absolutny. To dzięki niemu pewien ogr nauczył się mówić po polsku, a my wiemy, żeby mówić komuś prosto w profil. Ma niezwykłe wyczucie języka, rytmu, humoru i tę rzadką umiejętność pisania dialogów, które bawią i dzieci, i dorosłych jednocześnie. To jego słowa usłyszeliśmy w takich hitach jak „Uciekające kurczaki”, „Shrek”, „Potwory i spółka”, „Lilo i Stich” czy właśnie „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra”.
Dla mnie to był fenomen dzieciństwa – film, który cytowało się w szkole, na podwórku i przy stole. A dziś? Stał się zjawiskiem pokoleniowym – wciąż sporo go w memach, a nawet w rozmowach, jak ta dzisiejsza przy kasie. Żyćko."
Wpis pochodzi z FB Koń Movie
#filmy
