#przemyslenia #scientism #nauka #spoleczenstwo
Wiecie co mnie irytuje? No dobra, stary jestem, więc dużo rzeczy, ale dziś o ludziach typu "I love science!".
To bardziej opowieści matki, ale pamiętam jak dekady temu na wsiach na podkarpaciu popularne było zjawisko, że mogłeś coś chłopu mówić, albo tłumaczyć, a on to zbywał krótkim "...ale proboszcz powiedział inaczej". I nie przegadasz. No dobra, ale wtedy to był kiep bo 7 latach podstawówki, a ksiunc miał te wykształcenia i pewne oczytanie.
W obecnych czasach za to mamy patologię w postaci "trust the experts" i "sooource?". Na pierwszy rzut oka wygląda to sensownie, gdzie jest problem? Problem jest nie w planie, a w jego implementacji i spójności. Ludzie nie potrafią samemu myśleć, więc oceniają nie wiadomość, a posłańca wiadomości. A po czym ocenić? Po "fajności" jego wykształceń i prestiżu kręgu, z którego się wywodzi. W ten oto sposób, jak to w kawałach, np amerykańscy naukowcy są fajni, radzieccy uczeni już mniej.
I znajdą dziennikarze takiego eksperta, który gada o swoim modelu rzeczywistości. Ty widzisz, że ten model się nie klei, możesz tłumaczyć, znowu nie dociera, nie przegadasz. W odpowiedzi możesz dostać jakieś lamenty i przytyki o braku naukowości w obecnych czasach i wierzeniu w bzdury.
W co się powinno wierzyć? W publikacje naukowe, oczywiście. Jak wszyscy wiedzą, publikacja naukowa == fakt. Powstał nawet "fact-checking", który polega na porównaniu informacji z oficjalnymi źródłami, albo z ręcznie wybranymi artykułami naukowymi. Zgadza się z nimi? Prawda. Nie zgadza? Fałsz. Sprawdzone ( ͡° ͜ʖ ͡°) szury zaorane. Ty tak nie rób https://www.forbes.com/sites/startswithabang/2020/07/30/you-must-not-do-your-own-research-when-it-comes-to-science/ ale jakiś studenciak zatrudniony za grosze dla agencji fact-checkingowej już może i on weryfikuje prawdziwość rzeczywistości. Polski demagog ogólnie ma profesjonalne podejście i dobry track-record, ale za granicą to się cuda działy, SZCZEGÓLNIE w tematach społeczno-politycznych.
I wyrosło pokolenie "soOo0urce???", ludzi takich jak Destiny czy np polski Nazwex, dla których teoria poznania zaczyna i kończy się na znajdowaniu i przytaczaniu źródeł.... ale tylko dla twoich twierdzeń, oni nie muszą. Możesz mówić, że twoje obserwacje nie zgadzają się z modelem, zostanie to odrzucone z automatu jako "dowody anegdotyczne" (ci ludzie nie rozumieją nawet, w czym jest tu problem), bo nie można ekstrapolować uogólnień z małej próbki danych, po czym sami ekstrapolują twoją 1) wiedzę 2) wykształcenie 3) pojmowanie świata 4) stan psychiczny i często wiele więcej z 1-2 postów. Oni już nie muszą peer-reviewed study, wtedy to już jest ok i działa poprawnie.
Ślepota przejawia się nie tylko tutaj, zapominają, jak można kłamać statystyką, że można znaleźć np. publikacje na temat nadprzewodnictwa w "temperaturze pokojowej", które oczywiście nie działa, no ale publikacja jest, a fizyka to jedno z najbardziej hard science jakie istnieją. W naukach społecznych jest istny cyrk, gdzie by mówić o jakiś zjawiskach zaprasza się "ekspertów" i cytuje ich pitolenie, zamiast osoby z danych kręgów, manosphera bardzo często tym obrywa. Nie ma "replication crisis", był raczej kryzys naiwności, że takie coś może w ogóle dobrze działać.
A krytyka tego, szczególnie po cyrku covidowym, spotyka się z kont-krytyką, że mamy epidemie szuryzmu, antynauki i innych bzdetów i że wszyscy są głupi, tylko nie cytowacz oficjalnych źródeł.
