Ponieważ obserwuję ostatnio, że w naszej kawiarence nie Apollo nam natchnienie zsyła, ale raczej Posejdon na nas jakoś wpływa, to przedstawiam moją chałturę koniunkturalną w bitwie #nasonety właśnie w tym temacie. Oczywiście, jeśli ktoś się bardzo uprze, to można i ten wytwór zaklasyfikować do głównego nurtu naszej twórczości, bo ryby, choć węch mają słaby, to zapach jednak mocny. Oto proszę:
***
Sonet wędkarski
Tak nagle się to wszystko zaczęło.
Bo było tak: nad wodą czekanie
i moje w tejże wody otchłanie
tępe patrzenie. Werter? Romeo?
Raczej Santiago, jeśli już literackie dzieło
jakieś brać tutaj na porównanie.
Wtem: spławik pod wodę! O kurła! Jest branie!
Tak nagle się to wszystko zaczęło!
I walka mordercza, kiedyśmy z Rychem
co, jak Manolin, me siły liche
nad rzeką wspierał, bom prawie skonał.
Wędkę ciągniemy, zaparliśmy się nogami w ziemi
Sum to? Brzana? Szczupak? – król naszych strumieni?
A to płoć tylko. I jakaś skarlona.
***
Wytwór powyższy to sonet di risposta czyli odpowiedź na sonet di proposta zaproponowany przez koleżankę @moll w X (już!) edycji zawodów wędkarskich #nasonety w kawiarence #zafirewallem . Kiedy uprawiałem tę sztukę z gatunku #poezja (mam nadzieję), a przynajmniej #tworczoscwlasna (to na pewno), to olałem trochę zasady, bowiem słowo „dzieło” powtórzyłem za panem Tetmajerem. Zanim to zrobiłem, zapytałem o zgodę mojej przyjaciółki, licentia poetica jej miano, i ona taką zgodę wraziła. A że cenię ją dużo wyżej niż jakieś tam zasady, to niech będzie jak jest, bo tak właśnie ma być. W razie czego jurorkę trwającej właśnie edycji proszę z tego powodu o dyskwalifikację. Przynajmniej będę miał pewność, że nie wygram, a to zawsze ogromna zaleta.
EDIT: O kurła! Właśnie przeczytałem, że węch jest jednak najważniejszym rybim zmysłem. No cóż, licentia poetica, bo nie chce mi się tego wstępu pisać od nowa.
