Piszę to pod wpływem emocji i kielona, być może nie powinienem tego robić, ale wszyscy jesteśmy poddenerwowani, liczę na wyrozumiałość.
Powiem tak: Mój dziadek był maszynistą i kolejarzem, w czasach kiedy to coś znaczyło. Na Kresach. (znał ruski, litewski, łotewski, jak z rzadka popił to śpiewał w tych językach...) Był całe życie dziwnie zamknięty w sobie.
Z perspektywy czasu myślę że to było dlatego, że widział rzeczy. Po prostu. Mówi się nam że my faceci mamy gadać, otwierać się itd, ale czasami widzimy rzeczy, co gorsza, czasami widzimy rzeczy o których nie wolno albo nie wypada mówić. Tak było za komuny - o pewnych rzeczach nie było wolno mówić, z czasem te ograniczenia łagodniały, ale ci co swoje przeszli, nadal pamiętali, że za mówienie o pewnych rzeczach można było po prostu umrzeć - a rodzinę skazać na poniewierkę.
Ale do czego ja piszę.
Któregoś razu, gdy byłem mały (pamięć wzrokowa to czasem przekleństwo), szliśmy koło jednego ogrodzenia. Wracaliśmy z cmentarza - może dlatego. Coś go tknęło, pokazał palcem, i powiedział, trzymając mnie za rączkę: "Na takie ogrodzenia Ukraińcy polskie dzieci nabijali". Nie miałem pojęcia o czym on gada.
Do czego ja piję?
Ta wiedza jest ze mną całe życie, ja o tym nigdy nie zapomniałem, ale to w żaden, w żaden sposób nie zmienia faktu, że Ukraina powinna być wolnym, niezależnym krajem, że każdy Ukrainiec ma prawo do bycia wolnym człowiekiem, i chociaż jestem doskonale świadomy patologii w tamtym kraju, i wśród jego elit, i wśród jego obywateli, nie odbieram im prawa do samostanowienia, do decydowania o własnym losie, bez moskiewskiego bata* nad głową.
*czytaj - eksterminacji wszystkich wartościowych ludzi i wstawienia pacynek w ich miejsce.
Sorry za #wysryw
#wolyn #historia #kresy #kolej #ukraina #opornikcontent

