Ostatni w tym tygodniu trening. HT dziś był "po bożemu" z normalną sztangą, bo jakaś dziewczyna zajęła maszynę Smitha, żeby zrobić to ćwiczenie z ciężarem wynoszącym "na oko" niecałe 20 kg. Nie, nie hejtuję początkującej - od czasu jak zaczęłam chodzić na tą siłownię widuję tą dziewczynę, więc ona ćwiczy już długo. A potem widziałam inną dziewczynę, która robiła HT z jednym kettlem o wadze 12 albo 16 kg, nie więcej (są oznaczone kolorami). I pomyślałam sobie, że chyba mnie pogięło z tymi 82 kg w tym ćwiczeniu.
A jeszcze znów parę minut później widziałam kolejną dziewczynę, która robiła przysiad bułgarski z dwoma hantelkami po 5 kg. No i tu mnie już w ogóle skonfundowało. Ale z drugiej strony - jakiś chłopak wziął sobie 2 hantle po 17.5 kg i zrobił z nimi wyciskanie na ławce skośnej. Bez większych problemów. Podczas gdy ja walczę o każde powtórzenie z identycznym ciężarem.
Ogólnie mam zatem dziś rozkminę dotyczącą ciężarów - jak poznać, że używa się za dużego ciężaru? Bo może faktycznie - niepotrzebnie się zajeżdżam i może powinnam używać mniejszych obciążeń? Bo jak wstaję rano i szykuję się na siłownię i myślę sobie co dziś mam w planach na nią, to zwyczajnie mi się nie chce, każdego kolejnego ćwiczenia też mi się nie chce, bo będzie ciężko, ale i tak je robię. Czy ktoś jeszcze tak ma, że doszedł do takich ciężarów, które stanowią dla niego wyzwanie i zaczął się ich "bać" i są dla niego "zniechęcające"?
Stały disclaimer: jeśli nie interesują Cię moje wpisy, omijaj je, są dla mnie.
No a apka to Strong.
#projekttr #silownia
