Niniejszym otwieram DZIENNIKI SHUNTERA na #rozkminkrzaka , jako że zacząłem nową pracę a pisać lubię.
Cz. 1 - Bram jest 80 a koła są okrągłe.
Ależ miło mieć wszystko w d⁎⁎ie xD
Kierowcy zawodowi to specyficzna grupa ludzi. Trafiłem do tego zawodu jak to bywa z przypadku, później uciekałem od niego po przejechaniu ponad miliona kilometrów by założyć sklep z biżuterią a teraz wracam do niego w specyficznej formie - jako shunter, czyli kierowca wewnątrz zakładowy przerzucający kontenery i naczepy specyficznym autem ciężarowym - KAMAGiem. Ma ułatwione podczepianie naczep (pneumatyczne siodło które podnosi naczepe) i ruchoma platformę która podjeżdża się pod kontenery, podnosi je i manewruje po placu. Wszystko sterowane joystickiem. Choć sama procedura nie jest jakoś wybitnie trudna, trzeba uważać na kilka rzeczy i przede wszystkim - nic nie uszkodzić. A przy dziennych 60-100 ruchach kontenerami i naczepami + rutynie która się wkrada w takiej pracy... No o przypał nie trudno.
Po tych 7 latach na działalności i ciągle powiększającym się zus-ie trzeba było coś wybrać - wybrałem stabilności, zejście z ZUSu i ciągnięcie JDG w międzyczasie.
Ale myślałem, że coś w transporcie się zmieniło i o pracę jest nie tyle łatwiej bo ona akurat zawsze była gdy ktoś ma doświadczenie, ale że firmy płacą normalnie.
Odbyłem 5 wyselekcjonowanych przeze mnie rozmów gdzie wiedziałem że nie ma zasady “minimalna na konto, reszta pod stolem” - a uwierzcie mi, większość kierowców którzy chcą jeździć na miejscu, będąc codziennie w domu zazwyczaj ma właśnie taką propozycję. Więc część rozmów odbyta a zapach kombinacji unosił się w powietrzu przy każdej z nich.
NIGDZIE nie otrzymałem propozycji normalnego etatu. Kierowca raczej może o tym zapomnieć, a przypominam zgodnie z przepisami i czasem pracy kierowcy legalnie może pracować 13-15h na dobę w skrajnych przypadkach.
Więc padło na shunterke.
W miarę blisko, zasady ch⁎⁎⁎we i kombinatorskie (nie płacą za nadgodziny ani nocki, zawsze ustalona jest dniówka 350zł za 10.5h pracy) ale jest kilka plusów:
-
Całość kwoty oskładkowana
-
Wiesz kiedy zaczynasz, wiesz kiedy kończysz
-
Grafik ustalony z góry na miesiąc, praca 16 dni w miesiącu, choć mi od razu przyjebali 19 na sam początek.
Nie są to plusy wielce dodatnie, ale też minusy nie są jakoś strasznie ujemne nie licząc pieniędzy. Ale skoro jestem do stanie pracować w systemie 4 dni pracy w tygodniu idealnie mogę to połączyć z działalnością i coś tam dorobić.
Tak wygląda sytuacja, kto w transporcie jezdził ten się w cyrku nie śmieje, jednocześnie mam ból d⁎⁎y do samego siebie bo byłem pewien że znajdę sensowny etat poza kółkiem ale życie zweryfikowało moje CV i 7 letnią lukę w postaci JDG która nie była dla HR wystarczajaco pociągająca a jednocześnie… Dawno nie miałem tak bardzo w d⁎⁎ie wszystkiego xD
Mam tak wyrąbane na tą pracę w myśl zasady “nie płacą mi tyle, żeby się tym przejmować" że już w drugi dzień wdałem się mały konflikt z szefostwem odnośnie zmian grafików i finalnie o dziwo wyszło na moje, a kiedyś położyłbym uszy i stwierdził - NO, TRUDNO TAK TRZEBA.
Cudownie mieć wywalone. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że chce się opierdalać - akurat jestem z tych którzy lubią jak się dużo dzieje bo czas szybciej płynie, a przy zmianach ponad 10 godzin bardziej by mnie zmęczyło nierobienie jak robienie.
Ale cudownie mieć po prostu pracę na zasadzie “to mnie zwolnijcie”. Póki nie narobię szkód i robię swoje zamykam auto, pieniądze spływają a ja mogę robić swoje i pierwszy raz od dawna w ogóle nie martwić się pieprzonym zusem, opłatami czy tym jak rozplanować budżet firmowy żeby w ogóle moc coś zarobić.
Jest dobrze, pierwszy raz od dawna czuję że żyję co ironiczne bo przyjąłem się przecież do kołchozu w teorii.
Ale praca jest raczej spokojna, koledzy z pracy wydają się w porządku a co będzie?
Pierwszy raz w życiu wyjebane będzie. Próbowałem się tego nauczyć przez lata, na JDG się nie udało ale na szczęście samo przyszło.
I nawet jeśli długo tutaj nie zostanę to ten stan chciałbym utrzymać na dłużej.
#rozkminkrzaka


