Następne kilka dni to będzie dopiero wyzwanie. Powrót na stare śmieci, spotkanie ze starymi znajomymi po latach, święto zmarłych, na którym zawsze się piło. No zobaczymy, czy potrafię sobie odmówić.
Alkohol jako tako lubię, ale mam dużą tendencje do uzależnienia. Sporo piłem, ale bardziej przez swoje słabości, niż dla towarzystwa. Po alkoholu jestem otwarty, bez, raczej nie często się odzywam. Poznaje siebie, uczę się żyć na nowo, ale to proces, maraton, a nie sprint. Wielokrotnie udowadniałem sobie, że fajnie jest być trzeźwy, bo czuje się w stu procentach sobą, jestem wystarczający taki jaki jestem, a nie kryje się pod maską.
Cóż, kiedyś raczej byłem tym co pił najwięcej, dziś, po latach wiem, że to było głupie. Albo raczej musiałem to przejść, żeby być w miejscu, w którym jestem. Przemiana nie następuje z dnia na dzień, czasami trzeba zejść na dno, żeby się odbić. Kto wie ile odbicie może trwać? Obecnie mam leki, dbam o siebie bardziej, uczę się nowego zawodu, oraz mam satysfakcję z pracy. Trochę męczy mnie swoje raczej zdystansowane podejście do ludzi, rzadko kiedy interesuje mnie tak naprawdę poznawanie kogoś, oraz dopytywanie. Bardziej ze względu na to, że nie lubię "przesłuchiwać" ludzi. Sporo czasu zajmuje mi otwieranie się na nowych znajomych, przystosowanie się, a o relacji romantycznej nawet nie myślę. Nie jestem typem, który chodzi do klubu i wyrywa co tydzień inną pannę. Nie wiem nawet jak zagadać z randomową dziewczyną, którą widzę na ulicy. Po alkoholu było jakoś prościej. No cóż, dogłębnie analizuje wszystko. Introspekcja to w sumie i moja cecha i moja zguba. Niemniej, wierzę, że nie złamią mnie te święta i będę potrafił odmówić sobie chwili "przyjemności", dla zdrowia.
Spokojnego wieczoru, frens.
#alkoholizm #dziennikdepresji #przemyslenia
