Mojego ostatniego dnia w El Chalten poszedłem na trzeci z najdłuższych szlaków w okolicy - na punkt widokowy pod Cerro Torre. Ta charakterystyczna góra w kształcie iglicy jest jednym z najtrudniejszych do zdobycia szczytów na świecie. Mimo względnie niewielkiej wysokości nieco ponad 3100 metrów, jej kształt oraz bardzo częsty silny wiatr powodują, że na wierzchołku stają jedynie nieliczni spośród profesjonalnych wspinaczy.
Dlaczego był to mój ostatni dzień w tej pięknej okolicy? Poza faktem, że spędziłem tam już ponad tydzień, a na mapie Ameryki Południowej zostało jeszcze kilka punktów do obejrzenia, miałem jeszcze dwa prozaiczne powody. I akurat nie chodziło o coraz bardziej zimowe warunki czy postępujące wyludnienie miasteczka, skutkujące zamykaniem kolejnych hosteli i knajp. 
Pierwszy powód - kończyła mi się gotówka. Jak już nieraz wspominałem, cash is king w Argentynie, bo płatności kartą lub wypłaty z bankomatów odbywały się po dwukrotnie mniej korzystnym kursie. El Chalten było na tyle małe, że nie istniała tam filia Western Union, abym mógł zlecić transfer samemu sobie (choć jeden z niewielkich sklepików miał firmową naklejkę WU na szybie i robił nadzieję), a zabrane przeze mnie z Polski dolary i euro zdążyłem już wymienić i wydać. 
Drugim powodem był ostatni w tym sezonie autobus odjeżdżający do Bariloche, na północ Patagonii. Gdybym do niego nie wsiadł, pozostałby mi albo autostop (co było bardzo karkołomne po sezonie, a nawet jeśli, to nie miałem na to ochoty) albo powrót autobusem do el Calafate i łapanie samolotu, co znacząco zwiększało koszty podróży.
Zanim jednak wsiadłem do wieczornego autobusu do Bariloche, miałem jeszcze prawie cały dzień na ostatni trekking. Teoretycznie od Laguna Torre, dokąd zmierzała większość turystów, dzieliło mnie 3 godziny marszu. Do położonego jeszcze dalej Mirador Maestri szło się godzinę dłużej. Gdyby faktycznie całość miała zająć 8 godzin, mógłbym nie zdążyć na autobus, ale doświadczenie już pokazało, że chodzę wyraźnie szybciej. Kolega znów musiał popracować, więc na ten ostatni trekking szedłem w doborowym towarzystwie samego siebie.
Trasa była przyjemna, a warunki pogodowe znów sprzyjały doskonałym widokom. Gdy dotarłem do Laguna Torre, mój czas wyglądał na tyle dobrze, że spokojnie mogłem kontynuować marsz do tego bardziej wysuniętego punktu widokowego. Wiodła do niego jednak wąska, ośnieżona ścieżka położona w poprzek dość stromego zbocza góry, więc przez chwilę się zastanawiałem czy na pewno sensownie się tam pchać. Właściwie to ani przez chwilę nie myślałem o żadnym zagrożeniu lawinowym (śniegu wydawało się być zbyt mało), ale z daleka trasa wyglądała na totalnie nie uczęszczaną. Było więc ryzyko, że przez ewentualne blądzenie lub wzmożoną czujność podczas stawiania kroków na nieprzetartej ścieżce zejdzie mi znacznie więcej czasu niż zakładałem. Stwierdziłem jednak, że jeśli będzie szło topornie, to po prostu zawrócę.
Już po chwili okazało się, że szlak nie jest aż taki nieuczęszczany jak sądziłem. Moją uwagę przykuły zwłaszcza odciśnięte w śniegu ślady łap. Dużych łap. Większych niż dużego psa. Niewykluczone, że patrzyłem na ślady pumy. Rozejrzałem się po okolicy, ale oprócz grupy turystów znajdujących się kilkaset metrów poniżej, nikogo nie widziałem. Ślady łap też w końcu skręcały ze szlaku i niknęły gdzieś, gdzie śniegu było mało. Pumy polują raczej w nocy, więc nie spodziewałem się, żebym miał jakąś spotkać - kontynuowałem więc marsz podążając za zdecydowanie ludzkimi śladami.
Ślady urywały się dość logicznie w miejscu, w którym widniała tabliczka z napisem Mirador Maestri. Teoretycznie był to więc koniec trasy, ale aplikacja Maps.me pokazywała, że ścieżka prowadzi jeszcze kilkaset metrów dalej. Żądny przygód, podjąłem próbę jej odnalezienia w śniegu. Raz obrałem złą drogę i musiałem się cofnąć o kawałek, ale ostatecznie dotarłem do miejsca oznaczonego na mapie. Rozpościerał się stąd nielichy widok na Cerro Torre, lodowiec na sąsiadującej górze i polodowcowe jeziorko u jej stóp. Warto było tu zajść. 
Mimo świadomości, że od El Chalten dzieli mnie kilka godzin powrotnego spaceru, a wieczorem odjeżdża ostatni autobus do Bariloche, nie spieszyłem się ani będąc w punkcie widokowym ani w drodze powrotnej. Musiałbym mieć niesamowitego pecha, aby nie zdążyć. Docierając do obrzeży miasteczka wciąż miałem sensowny zapas czasu, więc chwilę pogapiłem się na wspinaczy łojących jakieś drogi w skale. Trochę zacząłem żałować, że mój wyjazd musi nastąpić za niecałe 2 godziny, bo chętnie bym do nich dołączył.
Ostatecznie lekko się przeliczyłem z czasem, bo samo dopakowywanie się w hostelu zajęło mi istotnie więcej niż się spodziewałem - nie mogłem nigdzie zlokalizować swojego "zapasowego telefonu", który wziąłem z Polski na wypadek wychodzenia gdzieś w niebezpieczniejsze rejony miast (żeby w razie napadu rabunkowego oddać ten gorszy telefon). W końcu musiałem już ruszać na dworzec. Właściwie to musiałem biec przez kwadrans z ciężkim dużym plecakiem na plecach i podręcznym w ręce. Ledwo udało mi się wskoczyć do sklepu po coś do żarcia i picia na drogę, a już wybijała godzina odjazdu. Można rzec, że zdążyłem w ostatniej chwili. Ale udało się i oto siedziałem w wypełnionym po brzegi autokarze do Bariloche. Udało mi się też znaleźć ten cholerny telefon, więc już ze znacznie spokojniejszą głową otworzyłem wino i sączyłem je, aż nie zmorzył mnie sen.
#polacorojo #podroze #patagonia #argentyna #mojezdjecie
21f26ac4-806e-4a85-bd4a-c2fe025da63b
c0074986-2323-4866-a35c-74beffc5ccde
1459251e-c1fb-4c2c-b264-b746d9464dd9
07656464-204b-4f7b-b615-2a31ba778f96
acaef696-8a71-441a-ba5f-a90c8d52af10
Sniffer

Dorzucam jeszcze zdjęcie ze znajdującego się po drodze "pomnika nieroztropnego wędrowca" a więc martwego drzewa, które spaliło się podczas pożaru wywołanego przez niedopałek papierosa".


Kolejne dwa zdjęcia to rzekome ślady pumy na śniegu. Brakuje banana dla skali #pdk, ale ślady wydawały mi się wtedy naprawdę duże jak na psa

764c97a2-f9c6-43c2-8996-694d0349792e
ba74ac51-c494-4e0a-87f1-fee6668de84b
66ec4236-fcce-4eb3-ad30-d38057bfae6c
WolandWspanialy

@Sniffer Jakbyś udostępniał gdzieś to pierwsze w lepszej jakości to pingnij proszę

Sniffer

@WolandWspanialy hmmmm, to zwykle fotki z telefonu, raczej nie powalają rozdzielczością. Ale jak chcesz, mogę ci jakoś udostępnić

WolandWspanialy

@Sniffer Aah. No szkoda bo w lepszej rozdziałce byłaby z tego niezła tapeta

DerMirker

Piorun w ciemno i czytam.

Sniffer

@fidel @DerMirker dziękuję szanownym Panom!


@fidel zamierzam kontynuować pisanie, choć przy tej częstotliwości raz na tydzień, to na opisanie pozostałej części podróży zejdzie mi do końca roku, albo i dłużej

synergis

@Sniffer Pisz dalej, jak najdłużej i jak najczęściej!


Z przyjemnością śledziłem dotychczasową trasę, do tego podobało mi się że opowiadasz o miejscu w którym w miarę niedawno byłem i odświeżasz wspomnienia. Ale mój trip się skończył mniej więcej w tym miejscu, od teraz będę dzięki Tobie poznawał nowe miejsca

Sniffer

@synergis cieszę się, że wspomnienia ożyły Patagonia piękne miejsce. Generalnie kolejnych kilka wpisów też niby z Patagonii, ale zdecydowanie mniej dzikiej. A potem zabieram w podróż po zupełnie innych miejscach

fidel

@Sniffer Świetnie się Ciebie czyta. Masz pióro, odwagę i pomysł. Oby więcej!

michalnaszlaku

Tak sobie wczoraj oglądałem kolejny odcinek serialu Nasza Planeta na Netflix i trafiły się Pumy hasające po Patagoni. I tak sobie pomyślałem o tej Twojej wyprawie. One polują też w dzień - taka ciekawostka

Sniffer

@michalnaszlaku no to mógł być przypał

Zaloguj się aby komentować