Z punktu widzenia nauczyciela przedmiotów przyrodniczych - i bardzo dobrze. Od wielu lat środowisko nauczycielskie o to prosi, ale zawsze przyjdzie ktoś kto zrobi po swojemu i napcha każdej pierdoły do programu.
Żebyście zrozumieli o czym mówię, przedstawię analogię: uczenie się danego przedmiotu jest jak zarybianie stawu. Jak wykopiesz odpowiednio głęboki i szeroki, to ryby tam będą dobrze sobie żyły i będziesz z nich mógł korzystać (analogia do zdobywania wiedzy). Natomiast jak wykopiesz staw ogromny, ale zbyt płytki - to ryby umrą. Dokładnie tak wyglądają programy z nauk przyrodniczych teraz. Jest ogrom materiału do przerobienia, ale zasadniczo polega to na wkuciu kolejnego zestawu wiedzy. Często jest tak, że nawet jeżeli kilka zagadnień z podstawy można połączyć w jakieś szersze zagadnienie, to tego ostatniego nie ma w podstawie programowej i tak, więc tego się nie przerabia.
Zauważyłem, że większość najlepszych nauczycieli, którzy uczą do matury, zasadniczo leci tylko i wyłącznie na zadankach. Bo na lekcji nie ma czasu na pogłębioną dyskusję o temacie. Abiturienci wychodzą ze szkół z wiedzą fragmentaryczną, nieprzećwiczoną z powodu braku czasu, bez umiejętności korzystania z nabytej wiedzy do zastosowania w nowych sytuacjach.
Natomiast jeżeli chodzi o dyskutantów, to większość z nich miała kontakt ze szkołą jedynie jak sami siedzieli w ławkach, a opinię o lekcjach/nauczycielach/szkole wyrobili sobie na podstawie tych jedynek i dwójek które dostawali w szkole (oczywiście z powodu wszystkich, a nie swojego braku zaangażowania). Vide wykop, który pod tym samym postem ma już dwie strony komentarzy o "nieukach", "gender" i "kolorowaniu drwala" xD