Kurła awansowałem. Nie wiem czy #chwalesie czy #zalesie bo o to nie zabiegałem, wręcz przeciwnie trzymałem łeb poniżej zasięgu radaru, robiłem absolutne minimum jakie musiałem by zrobić maksimum tego co miałem do zrobienia.
Teraz jestem "CIO" w grupie firm produkcyjnych raportuję do najwyższych władz i k⁎⁎wa nie wiem, no nie wiem.
Pisałem już tu na hejto - co prawda w komentarzu gdzieś - że dla mnie najważniejszy jest święty spokój.
Spokój ten osiągałem dotąd po otrzymaniu posady organizując sobie procesy tak by działały zgodnie z moim uznaniem, potem robota robiła się sama a ja czasem pracowałem 12g na dzień a czasem półtorej z kawą włącznie.
Awans wynikł z restrukturyzacji oraz przejęć ktoś musi to ogarnąć globalnie.
Daję sobie rok na osiągnięcie stanu spokoju sprzed awansu - jak się nie uda to będę musiał się zastanowić.
Nie chcę mitingów, nie chcę statusów, nie chcę "bywać" na jakichś posranych integracjach, nie chcę "zabawiać" jakichś brytoli czy niemców bo przyjadą na tydzień i "wypada" się nimi zająć (ta, jak jeździłem do skandynawii to po 16tej adieu i żodyn się mną nie interesował (co było mi oczywiście zawsze na rękę).
Zarobki - wiadomo spoko jak jest więcej ale przysięgam na wszystko że jak będę wprzęgany w kierat to to pierdolnę w kąt.
Rok. Tyle daję sobie by zaprojektować IT tak, by działało a nie musiało być ciągle pchane lub ciągnięte za ryj.
