Kolega @splash545 zasugerował żeby takie opowiadanie napisać, więc napisałem. Napisałem je motywowany obawą, żeby mnie przypadkiem w akcie zemsty przy najbliższej okazji, wiedziony grudziądzkim instynktem, nie utopił.


Miało być bardziej o różach, bo za punkt wyjścia obrałem sobie piękny utwór wykonywany przez pana Nicka Cave’a z jego zespołem The Bad Seeds oraz z panią Kylie Minogue pod tytułem Where the wild roses grow (w polskiej, niemal tak samo pięknej wersji nagrali to między innymi pan Maciej Maleńczuk do spółki z panią Anną Marią Jopek, z tej polskiej wersji zresztą pożyczyłem sobie sampel do opowiadania). No ale po drodze gdzieś mi to opowiadanie uciekło w swoją stronę, nie chciało się słuchać, co w zasadzie mnie cieszy, bo w ten sposób i mnie samego zaskoczyła historia, którą opowiedziałem, a to zwykle jest miłe. I tym razem takie właśnie było. A piszę o tym wszystkim wyłącznie po to, żeby nie uchybić prawu cytatu i poinformować, że ten sampel tam w tekście jest i podać jego źródło. No i jeszcze trochę po to, żeby się podzielić ładnym utworem muzycznym. A nawet dwoma.


===


Wodna róża


– Trochę się boję – powiedziała.

– To może ty chcesz pierwsza… – zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.

– Nie. Tak będzie dobrze. Tak, jak się umawialiśmy.

Schylił się więc i podniósł leżący na plaży przyniesiony tam wcześniej kamień. Wcześniej znaleźli ten kamień wspólnie. Wspólnie przynieśli go z miejsca leżącego nieopodal, z małego zagajnika, w którym rosły dzikie róże. On zerwał tam też jeden z kwiatów i również ten kwiat przyniósł ze sobą na plażę. Zrobił to dla niej. Zrobił to, bo ją kochał. A ona kochała róże.


Otrzepał kamień z piasku. Wydawało mu się, że tak trzeba. Że należy go otrzepać. Że takim brudnym się nie godzi.

Spojrzał jej w oczy.

– Możesz się odwrócić? – zapytał.

Odwróciła się. Nie patrzyła już na niego. Patrzyła na Wisłę.

Uderzył.


Uderzył mocno, więc się przewróciła. Przewróciła się twarzą w piach. Uderzył mocno, więc jej twarz zagłębiła się piachu grudziądzkiej plaży.


Odczekał chwilę.

– „Udało się” – pomyślał.

Nie oddychała. Gdyby oddychała, uniosłaby głowę. Albo krztusiłaby się piaskiem. Tak przynajmniej sobie kombinował. Nie wiedział przecież jak to jest. Nigdy wcześniej nikogo nie zabił.


Jeszcze na plaży obrócił ją na plecy. Była piękna. Piękna jak śmierć, więc kwiat róży w martwe usta włożył jej na do widzenia.


Później wrzucił ciało do rzeki. Przez chwilę stał na brzegu i obserwował jak prąd unosi zwłoki jego ukochanej. W Grudziądzu był przyjezdnym, nie znał miejscowych obyczajów. Nie wiedział jak zachowuje się ciało wrzucone do Wisły. „Jak kamień w wodę” – mówią.


Tak mówią, ale nie mają racji. Kiedyś, kiedy był dzieckiem, wrzucał kamienie w wodę, kamienie rzeczywiście od razu opadały na dno. Z jej ciałem było inaczej. Jej ciało unosiło się na wodzie. Płynęło z prądem. Dopiero po jakimś czasie, dopiero kiedy niemal zniknęła mu już z zasięgu wzroku, kiedy niemal skryła się za porastającym zakole rzeki tatarakiem, zniknęła pod wodą. Stało się to nagle i niespodziewanie i wcale nie był pewien, czy rzeczywiście widział tę rękę, którą ją pod wodę wciągnęła.


Jeszcze później sam stanął na brzegu. Rzekę miał za plecami. Patrzył na zielony zagajnik, który porastał brzeg od miejsca, gdzie kończyła się plaża. Podziwiał białą korę brzóz, zachwycał się soczystą zielenią liści i traw. Najbardziej jednak podobał mu się intensywny róż kwiatów dzikiej róży. To była ostatnia rzecz, jaką w tym życiu oglądał, nie spojrzał bowiem na lufę rewolweru, którą wsunął sobie do ust zanim pociągnął za spust.


***


W ustach poczuł smak malinowego Kubusia.


– Udało się, Jerzy! Udało się! – krzyknęła Pacha.

Jerzy uśmiechnął się, jeszcze nie do końca przytomny, a zanim w pełni odzyskał świadomość podziwiał akrobacje, jaka Pacha z radości wyczyniała w tym podwodnym świecie, do którego, tak jak mieli nadzieję, udało im się po śmierci trafić. Nieskrępowana ograniczeniami życia na lądzie wywijała w wodzie salta i koziołki. Wykorzystując wyporność, szalała radośnie, tak jak ptaki potrafią szaleć w powietrzu. Szalała z radości tak, jak żywym nie jest i nigdy nie będzie dane szaleć.

– I w ogóle wszystko tutaj jest takie cudowne! – Pacha nie przerywała potoku słów, który wypływał z jej ust. – Wisła ma smak malinowego Kubusia i wcale nie ma tak, jak w sklepach, że go nie ma! I jeszcze są tutaj wszyscy! Wszyscy, za którymi tak się stęskniłam! @DiscoKhan tutaj jest! I @CzosnkowySmok też tutaj jest, choć z nim akurat dzieje się coś niedobrego.


Jerzy rozejrzał się dookoła. Faktycznie, na wschodzie udało mu się dostrzec podwodne jurty wykonane z dwudziestopięciolitrowych foliowych opakowań po żwirku dla kota Benek, a między jurtami błyskały kolorowe światła, jakby z kuli dyskotekowej, choć mogły to też być błystki używane przez wędkarzy polujących na szczupaki. Kiedy spojrzał zaś na zachód, zobaczył wznoszącą się pod wodą budowlę. Budowla ta swoją smukłością przypominała wieżę Saurona, choć jej kształt kojarzył się Jerzemu raczej z waginą, od czego zresztą zaraz zachciało mu się do Pachy przyssać. Zimna wiślana woda o smaku malinowego Kubusia natychmiast jednak ostudziła te jego zapały. Na szczycie budowli powiewała unoszona rzecznym nurtem flaga, flaga przedstawiająca białe koło na tle czerwieni, w tym zaś kole dumnie prezentował się czarny cień czosnku. Jerzy ze zgrozą spoglądał w tamtym kierunku.

– Tak, ze Smokiem dzieje coś niepokojącego – powiedziała Pacha, która przerwała swoje podwodne akrobacje i zatrzymała się koło Jerzego. – Smok chyba zwariował. Bredzi coś, że jakiś Trzeci Rzeszów będzie tutaj zakładał, wąs nawet taki wąski pod nosem zapuścił. Ale nie ma co się tym na razie przejmować. W razie czego popłyniemy pod prąd i może uda nam się dotrzeć do jakiejś Rumunii?

– Tak, ta Wisła tak dziwnie płynie – zamyślił się Jerzy. – Cholera wie, gdzie można jej korytem dotrzeć. Wiesz co? Masz rację. Nie ma się co martwić na zapas.

I Jerzy ucałował Pachę, a później poprawił spoczywający za jej uchem kwiat dzikiej róży, który przekrzywił jej się w czasie tych podwodnych akrobacji, a który musiała tam wcześniej z ust swoich przełożyć, bo inaczej nie mogłaby przecież mówić.


***


Mężczyzna ten powiedział żonie, że idzie biegać nad Wisłą, ale nie było to prawdą. Mężczyzna ten często okłamywał w ten sposób swoją żonę, choć kiedy wychodził z domu, rzeczywiście udawał się nad Wisłę. Nie biegał tam jednak, a oglądał topiki – wodne pająki, których żona nie pozwalała mu hodować w domu, była bowiem kobietą twardo stąpającą po ziemi i uznawała tylko pająki lądowe.


Mężczyzna ten ukucnął nad brzegiem Wisły i spokojnie wpatrywał się w jej toń. Oglądał nawodne igraszki owadów, podziwiał lekkość z jaką ważki poruszają się w powietrzu, ale przede wszystkim zachwycał się ślizgiem topików, które wyglądały tak, jakby tańczyły na wodzie zrozumiały tylko dla nich jakiś tajemniczy pajęczy taniec. Mężczyzna ten nie przejmował się spływającymi Wisłą ciałami, mieszkał bowiem w Grudziądzu od dawna i zdążył już przywyknąć do miejscowego folkloru. Wspomniał nawet z uśmiechem panią Mikulską, swoją nauczycielkę matematyki z gimnazjum, którą całą klasą dawno temu, któregoś pierwszego dnia wiosny wrzucili do wody, mimo że miała na imię Marzena, a nie Marzanna, tak jak i była mężatką, zresztą raczej z tych gorących, a nie jakąś tam zimową panną. Tak było im jednak łatwiej niż przyznać się wieczorem w domu, że na jutro trzeba przynieść do szkoły materiały do wykonania Marzanny.


Mężczyzna ten nie przewidział tamtego dnia jednej rzeczy. Nie przewidział, że kobieta zmienną jest i nie spodziewał się, że akurat tamtego dnia jego twardo stąpająca po ziemi małżonka ulegnie przeczuciu, że zaufa swojej kobiecej intuicji i również postanowi wybrać się na spacer nad Wisłę. Małżonka tego mężczyzny zrobiła tamtego dnia to, czego ten mężczyzna się nie spodziewał: założyła kalosze, zabrała ze sobą psa i powędrowała nad rzekę.


Mężczyzna ten dziwił się temu co tamtego dnia ujrzał w wodzie, bo choć posiadał dużo rozleglejszą wiedzę w dziedzinie entomologii niż botaniki, bo choć niczym zaskakującym nie były dla niego płynące Wisłą zwłoki, to podwodna róża nie była dla niego widokiem, do którego byłby przyzwyczajony. Słyszał co prawda o liliach wodnych, ale żeby o wodnych różach? Nie, co to, to nie. O takim czymś na pewno nigdy w życiu nie słyszał.


Mężczyzna ten dziwił się więc temu co zobaczył, zachowując jednak w tym swoim zdziwieniu iście stoicki spokój. Ten jego stoicki spokój zaburzyło dopiero rozlegające się za jego plecami radosne szczekanie. Szczekanie, które poznał od razu.

– „Ziomeczek?” – zdziwił się mężczyzna, po czym odwrócił wzrok od rzeki. Widok, jaki ukazał się jego oczom przeraził go. Przeraził go tak, że aż z tego przerażenia zesrał się gacie.


Mężczyzna ten był wyszkolony w sztuce samoobrony, wiedział więc, że najlepszą obroną jest atak. Ponieważ nie miał przy sobie karabinu, był bowiem po godzinach pracy, zaatakował żonę słownie:

– Co ty jakaś psychopatka jesteś żeby męża swojego śledzić?! – zapytał.


Nie doczekał się jednak odpowiedzi. Dwie pary rąk, jedne kobiece i jedne męskie, wystrzeliły nagle z wody, uczepiły się łydek mężczyzny i pociągnęły go ku sobie. Mężczyzna zachwiał się, stracił równowagę i runął do rzeki. Mężczyzna ten to był kawał chłopa, spokojną tego dnia taflę wody zaburzył Wielki Plusk.


***


Gdańszczanie, którzy tamtego dnia udali się na szaber aż w okolice Mikoszewa, tam gdzie Wisła ma swoje ujście, bo wszystkie bliżej leżące sady zdążyli już wcześniej rozszabrować, opowiadali później, że fale na Wiśle miały ponad dwa metry wysokości. Niektórzy mówili też, że na grzbiecie pierwszej z nadciągających fal można było dostrzec wodną różę – kwiat rzadszy nawet niż legendarny kwiat paproci.


===


1339 słów


#naopowiesci

#zafirewallem

Komentarze (10)

bojowonastawionaowca

@George_Stark cóż za płodny okres Panie kolego

George_Stark

@bojowonastawionaowca


No bo bo mnie Grudziądzanie straszą!

splash545

Pierwsza część opowiadania bardzo klimatyczna i mocna. Bardzo mi się spodobała.

Kolejna była za to wspaniała. xd

A trzecia część była jeszcze wspanialsza i klimatyczna. Właśnie za tę część nie masz się co obawiać tego:

przypadkiem w akcie zemsty przy najbliższej okazji, wiedziony grudziądzkim instynktem, nie utopił.


A taką robisz legendę Grudziądzowi i tamtejszemu fragmentowi Wisły, że nie widzę innej możliwości niż zorganizować jakoś na wiosnę spotkania kawiarenki #zafirewallem właśnie na grudziądzkiej nadwiślańskiej plaży w celu zrobienia ogniska i przekonania się co jeszcze tam się zdarzy.

ba310296-0be7-4627-85fe-9c1cfff922e7
George_Stark

@splash545


nie widzę innej możliwości niż zorganizować jakoś na wiosnę spotkania kawiarenki #zafirewallem właśnie na grudziądzkiej nadwislanskiej plaży w celu zrobienia ogniska i przekonania się co jeszcze tam się zdarzy.


Ja już mówiłem, że po każdym spotkaniu kawiarenki zawsze ktoś znika.

splash545

@George_Stark może więc tym razem ktoś zniknie w jego trakcie.

George_Stark

@UmytaPacha No miał być horror, to jest horror. I tak, ja wiem, że wystarczającym horrorem może być deficyt malinowych Kubusiów, ale mi to do dramaturgii nie pasowało.

George_Stark

@UmytaPacha Pretensje do organizatorki proszę kierować. Tej, która horror wybrała. Ja tam i sielankę bym mógł różano-kubusiową napisać.

maly_ludek_lego

@George_Stark Masz pioruna za Nicka Cave'a

Zaloguj się aby komentować