Jeżdżąc ostatnio nad morze słuchałem sobie audiobooka zapuszczonego przez DJ żonę. Był tam motyw odnosnie tego, że zaraz po wojnie w obozach dla Niemieckich żołnierzy zaobserwowano dziwną zależność, mianowicie tam gdzie nadzorcami byli Polacy (na usługach Amerykańców np) był dużo większy odsetek hehe "samobójstw", pobić itp. wśród Niemców niż tam gdzie nadzorcami byli np Amerykanie.
No i ogólnie przypomniało mi to, że mój pradziadek pilnował takich niemieckich skurwysynków, co prawda nie opowiadał szczegółów odnośnie tego epizodu, ale przypomniało mi się, że ojciec miał gdzieś jego zdjęcie w amerykańskim mundurze, oczywiście bez dystynkcji.
Ogólnie pradziadek był w okolicach Kolonii na robotach u bauera, później jakiś epizod w kopalni (tylko nie pamiętam gdzie, czy w Niemczech czy Francji czy gdzie...) no i powrót do Polski ludowej gdzie aż do emerytury pełnił służbę jako milicjant.
Wracając jeszcze do roboty u bauera, mówi, że nie było źle, że "szefu" był wporzadku, normalnie z nimi jadał obiady, spędzał czas oczywiście na tyle na ile można było bo wiecie, że somsiad widzi wszystko!
Pradziadek zmarł bodajże w 97 roku więc wiele nie pamiętam, ale pamiętam jak robił bimber np xD
