Jak smucić się po stoicku
Przebywając na wygnaniu na Korsyce, Seneka napisał list do Marcji, przyjaciółki, która przez ponad trzy lata opłakiwała stratę młodego, choć już dorosłego syna, Metiliusa. (...)
"Już oto trzeci rok minął, a tymczasem nic nie ubyło z pierwszego nasilenia. Dzień w dzień odświeża się smutek i umacnia, i przez zwłokę już zdobył dla siebie prawo istnienia, i do takich posunął się granic, że pofolgowanie uważa za hańbę. Podobnie jak każda namiętność głęboko zapuszcza korzenie w sercu, jeżeli zaraz w pierwszej chwili swego powstania nie zostanie stłumiona, tak samo smutne i skłaniające do płaczu, a przeciw człowiekowi srożące się nastroje podsycają się w końcu samym natężeniem cierpienia, smutek zaś staje się dla przygniecionego nieszczęściem wynaturzoną rozkoszą. Pragnąłbym więc od razu przystąpić do zastosowania radykalnych środków leczniczych. Łagodniejszym bowiem leczeniem dałoby się zdławić tę siłę, ale tylko w zarodku.
Z większą energią należy walczyć ze złem zastarzałym, ponieważ i leczenie ran wtedy jest łatwe, kiedy jeszcze świeżą krwią broczą. Wtedy dozwalają się i wypalać, i zszywać, i palcami sondować, dopóki się nie zakażą i nie przemienią w złośliwe i ropiejące wrzody. W obecnym stanie rzeczy nie mogę łagodnie i pobłażliwie dobierać się do tak zatwardziałego bólu. Przełamać go trzeba."
Brigid Delaney, Zachowaj spokój
#stoicyzm

