@mannoroth i nieśmiertelne "macie balę, tylko się nie pozabijajcie" Boże jak sobie przypomnę te moje pożal się boże WFy to żałość człowieka zbiera. W sumie to do czasu aż poszedłem do technikum to wszystkie one tak wyglądały- pacie piłkę, nie zawracajcie mi gitary tylko się nie zabijcie. Z pojedynczymi wyjątkami, gdzie na zawał trza było robić sprawdzian z tego czy tamtego, na totalnym wyjebaniu, bez przygotowania, ot macie i róbcie a ja was będę oceniał. Dopiero jak do technikum poszedłem to dostaliśmy WFistę z prawdziwego zdarzenia, który sam się śmiał z tego, że "człapał człapał aż się doczłapał do czarnego pasa judo", ale to był gość. Nagle się okazało, że "sport" nie zaczyna i nie kończy się na kopaniu świńskiego flaka. Że istnieje siatkówa, że istnieje koszykówka, że istnieje piłka ręczna, rugby, biegi krótko- i długodystansowe, gimnastyka, której do tej pory praktycznie nigdy nie mieliśmy, piłka lekarska, drążki, maty, skok przez kozła, ćwiczenia... wszystko pod jego nadzorem, dokładnie pokazywał jak wszystko robić, na co uważać, każdemu poświęcał czas, poprawiał jak coś było nie tak, pomagał jak ćwiczenie nie szło. W szkole mieliśmy nawet basen i tak samo wszystko się dało ogarnąć. I przede wszystkim tłukł do porzygu przed każdym ćwiczeniem i nawet sprawdzianem- jak tylko czujesz, że będziesz mieć blokadę, to zrezygnuj, nie warto ryzykować zdrowia dla udowadniania czegoś innym, nie zrobisz tego ćwiczenia, świat się nie zawali, zrobisz następne. To był gość, który potrafił zarazić każdego chęcią do ruszania się, nawet jeśli się nie było żadnym sportowym entuzjastą. Taki WFista z powołania jakich naprawdę mało. No a potem poszliśmy na studia, niby IT, ale jeszcze z tym profilem ogólnoakademickim, a nie praktycznym, bo to dopiero zmienili jak startowali z magistrem i o chuju złoty lumpie bandyto wścieknięty... dostaliśmy jakiegoś ulanego babiszona rzekomo z AWFu, gdzie wynajmowaliśmy halę od innej szkoły na te zajęcia i absolutnie chuja tam robiliśmy, bo jej zależało tylko na tym, żeby wszyscy na godzinę byli na zbiórce, bo dla niej kajet był świętością. Słowo daję- szczytem możliwości była nieobowiązkowa rozgrzewka (nie, nie żartuję) i kurwa ping pong. Regres był taki, że mi się płakać chciało jak sobie pomyślałem jaki zajebisty WF mieliśmy jeszcze rok wcześniej