Komentarze (27)

moll

@Gepard_z_Libii z jednej strony tak, a z drugiej:


Nie jestem psychicznie gotowa, by pozwolić mojemu dziecku jeść nieobrane jabłko

znajoma matka o swoim DZIESIĘCIOLATKU, gdy w trakcie rozmowy o karmieniu małych dzieci przyznałam, że dwulatek dostaje umyte i nieobrane owoce

Gepard_z_Libii

@moll Niedobrane znaczy nieobrane?


Dzieci muszą jeść jak najwięcej nieprzetworzonych twardych rzeczy, żeby mieć zdrowe zęby.

Oglądałem jakiś film o plemionach, których członkowie nie widzieli szczoteczki do zębów na oczy, a wszyscy mają zdrowe zęby, bo nie znają mąki, cukru i innych badziewii.

moll

@Gepard_z_Libii tak, nieobrane. Autokorekta mnie pokonała


Bo żucie jest ważne. Dzięki temu unikasz logopedy i ortodonty

Gepard_z_Libii

Mów kim jesteś i co zrobiłeś @moll, ona nigdy nie napisała by żucie przez rz xD


Chyba że chodziło o rzut

moll

@Gepard_z_Libii to ja! XD to nie jest mój dzień... Mam na głowie oba bomble, bo chore, ale dość siły na awantury i non stop rozdzielam

moll

@Gepard_z_Libii dzidzia na rękach xD

moll

@Gepard_z_Libii taka, tylko mniej kudłata xD

Atexor

@moll żucie ważne, ale obecnie nie wyobrażam sobie nie obrać jabłka jeśli nie jest z własnego sadu. Te 20 lat temu to jeszcze, ale ostatnio dodają tyle nabłyszczaczy i wosków, że tego domyć się nie da nawet Fairy (nie pytaj), bo ciągle jest takie dziwne uczucie. Dlatego te sklepowe to wszystkie obieram. Całe szczęście, że nie nałyszczają truskawek czy nektaryn.

moll

@Atexor nie podpowiadaj xD

Kabanosy są dobre na pracę aparatu gębowego

Gepard_z_Libii

@Atexor Wiesz że jabłko jest pokryte naturalnym woskiem, który chroni owoc przed pasożytami i chorobami?

Jest to coś na zasadzie spadzi, żywicy, lepkie i tłuste

Atexor

@Gepard_z_Libii zrywałem nieraz papierówki i inne z drzewa, a nawet chrupalem takie już zapadnięte. I nijak się miały do ideałów ze sklepów. Ciężko uwierzyć, że to naturalny wosk.


@moll a kabanoski lubię. Choć u mnie za dzieciaka dobrze robiło na aparat gębowy żucie plastikowych guzików w pościeli i ubraniach albo zamków. Dopóki nie trafiłem do szpitala w wieku jakoś 2-3 lat z zatruciem xD

Gepard_z_Libii

@Atexor Dziwisz się?

W sklepie masz posortowane, przebrane najładniejsze, zerwane z wyselekcjonowanych szczepów, w najbardziej opłacalnym momencie dla producenta, żeby jak najdłużej były przydatne do spożycia, a ty sobie zerwałeś dojrzałe prosto z drzewa, to wiadomo że malina

ten_kapuczino

@moll @moll

Nie jestem psychicznie gotowa, by pozwolić mojemu dziecku jeść nieobrane jabłko

Urocze, bezwstydne uargumentowanie - coś jakby powiedziała: "Projektuję swoje fobie na życie dziecka, które wychowuję i będę to robić do końca jego życia - a o co chodzi? Jestem matką i mam do tego prawo"

moll

@ten_kapuczino i to dokładnie tak wygląda. Przedtem próbowałam się coś odzywać, ale to jak obrzucenie czołgu żwirem...

Jak patrzę na ten poziom nadopiekuńczości to mi dzieciaka szkoda

ciszej

@Gepard_z_Libii Było nas jedenaścioro, mieszkaliśmy w jeziorze... na śniadanie matka kroiła wiatr, ojca nie znałem, bo umarł na raka wątroby, kiedy zginął w tragicznym wypadku samochodowym, po samospaleniu się na imieninach u wujka Eugeniusza. Wujka Eugeniusza zabrało NKWD w 59. Nikt nie narzekał.


Wszyscy należeliśmy do hord i łupiliśmy okolicę. Konin, Szczecin i Oslo stały w płomieniach. Bawiliśmy się też na budowach. Czasem kogoś przywaliła zbrojona płyta, a czasem nie. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka odcinała stopę i mówiła z uśmiechem, "masz, kurna, drugą, nie"? Nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że wszyscy zginiemy. Nikt nie narzekał.


Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z gruźlicą, szkorbutem, nowotworem i polio służył mocz i mech. Lekarz u nasbywał. Chyba że u babci – po mocz i mech. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Jedliśmy muchomory sromotnikowe, na które defekowały chore na wściekliznę żubry i kuny. Nie mieliśmy hamburgerów – jedliśmy wilki. Nie mieliśmy czipsów – jedliśmy mrówki. Nie było wtedy coca-coli, była ślina niedźwiedzi. Była miesiączka żab. Nikt nie narzekał.


Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał karę. Dół z wapnem, nóż, myśliwska flinta – różnie. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem p--o — jak zwykle. Potem ojciec wracał do domu, a po drodze brał sobie nowe dziecko. Dzieci wtedy leżały wszędzie. Na trawnikach, w rowach melioracyjnych, obok przystanków, pod drzewami. Tak jak dzisiaj leżą papierki po batonach. Nie było wtedy batonów, dzieci leżały za to wszędzie. Nikt nie narzekał.


Latem wchodziliśmy na dachy wieżowców, nie pilnowali nas dorośli. Skakaliśmy. Nikt jednak nie rozbił się o chodnik. Każdy potrafił latać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji, aby się tej sztuki nauczyć. Nikt też nie narzekał.


Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Czasem akurat wtedy nadjeżdżał jelcz lub star. Wtedy zdychaliśmy. Nikt nie narzekał.


Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Podobnie jak wybite zęby, rozprute brzuchy, nagły brak oka czy amatorskie amputacje. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a od pomocy, to jeszcze nikt nie umarł. Ciocia Janinka powtarzała, "lepiej lanie niż śniadanie". Nikt nie narzekał.


Gotowaliśmy sobie zupy z mazutu, azbestu i Ludwika. Jedliśmy też k--s, paznokcie obcych osób, truchła zwierząt, papier ścierny, nawozy sztuczne, oset, mszyce, płody krów, odchody ryb, kogel-mogel. Jak kogoś użarła pszczoła, to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię. Jak ktoś się zadławił, to pił 3 szklanki mleka i przykładał sobie rozgrzaną patelnię. Nikt nie narzekał.


Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.


Byliśmy młodzi i twardzi. Odmawialiśmy jazdy autem. Po prostu za nim biegliśmy. Nasz pies, M----N, był przywiązany linką stalową do haka i biegł obok nas. I nikomu to nie przeszkadzało. Nikt nie narzekał.


Wychowywali nas gajowi, stare wiedźmy, zbiegli więźniowie, koledzy z poprawczaka, woźne i księża. Nasze matki rodziły nasze rodzeństwo normalnie – w pracy, szuwarach albo na balkonie. Prawie wszyscy przeżyliśmy, niektórzy tylko nie trafili do więzienia. Nikt nie skończył studiów, ale każdy zaznał zawodu. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. To przykre. Obecnie jest więcej batonów niż dzieci.


My, dzieci z naszego jeziora, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze" wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez słodyczy, szacunku, ciepłego obiadu, sensu, a niektórzy – kończyn.


Nikt nie narzekał.


#pasta

Gepard_z_Libii

@ciszej No już myślałem że żodyn tej pasty nie wstawi

w0jmar

@ciszej


Kuurde - ile ja się tego naszukałem!


Ale nikt nie narzekał!

Porsze

Mniej więcej tak było podczas początków kapitalizmu (jak był w pełni wolny rynek) w Wielkiej Brytanii xd

Gepard_z_Libii

@Porsze W stanach, we Francji, Niemczech, Rosji i wszystkich krajach, gdzie tylko zaczynał się przemysł w tamtych czasach - kilkuletnie dzieci pracowały w fabrykach i kopalniach

Porsze

@Gepard_z_Libii No właśnie czytam książkę, gdzie poruszono ten temat. Pojebane ogólnie. Zwłaszcza mali kominiarze.

Gepard_z_Libii

@Porsze Jednak świat się trochę zmienił na szczęście

Half_NEET_Half_Amazing

hmm

od pierwszej podstawówki chodzilem sam

plecak, klucz na sznurku na szyje i w drogę

Gepard_z_Libii

@Half_NEET_Half_Amazing No tak było, stary raz zaprowadził i potem samemu się chodziło

Zaloguj się aby komentować