Ech. Zwykle na te zwycięstwa narzekam pro forma. Narzekam, bo tak nakazuje tradycja, a tradycja rzecz tak święta, jak święty jest Mikołaj. Tym razem jednak naprawdę bardzo mi nie pasuje. No ale trudno – wziąłem sobie beztrosko udział ,to teraz trzeba cierpieć. To znaczy: trzeba się bawić. Bawić się dalej. I to jeszcze w dodatku bawić się dobrze. Ech.
Nie ma czasu, więc bez wstępów, a przynajmniej bez wstępów przydługich. Jako wiersz di proposta wziąłem drugi utwór, jaki przyszedł mi do głowy (bo pierwszy był Ostry erotyk pana Juliana Tuwima, tutaj tekst , a tutaj aranżacja zespołu Buldog, ale on, choć piękny, to trudny byłby do bawienia się), czyli Żeglugę z cyklu Sonetów krymskich pana Adama Mickiewicza:
***
Adam Mickiewicz
Żegluga
Szum większy, gęściéj morskie snują się straszydła,
Majtek wbiegł na drabinę: gotujcie się dzieci!
Wbiegł, rozciągnął się, zawisł w niewidzialnéj sieci,
Jak pająk, czatujący na skinienie sidła.
Wiatr! — wiatr! — Dąsa się okręt, zrywa się z wędzidła,
Przewala się, nurkuje w pienistéj zamieci,
Wznosi kark, zdeptał fale, i skroś niebios leci,
Obłoki czołem sieka, wiatr chwyta pod skrzydła.
I mój duch masztu lotem buja śród odmętu,
Wzdyma się wyobraźnia, jak warkocz tych żagli,
Mimowolny krzyk łączę z wesołym orszakiem;
Wyciągam ręce, padam na piersi okrętu,
Zdaje się, że pierś moja do pędu go nagli:
Lekko mi! rzeźwo! lubo! wiem co to być ptakiem.
***
Kończymy w przyszły piątek, ale nie wiem jeszcze o której. A najpóźniej w sobotę rano.
#nasonety
#zafirewallem
EDIT:
A, edycja ma numer 89. Tak dla porządku zaznaczam.