Dziś prawie straciłem psa...
Zadławił się swoją ukochaną piłką, którą codziennie się bawi. Leżał na swoim posłaniu i jak zwykle sobie ją podgryzał. Cała rodziną przy stole z kawką, nagle żona krzyczy, że pies się dławi. Podleciałem z teściem, widzę, że pies nie może oddychać, ślini się i charczy. Próbowaliśmy otworzyć pysk i spróbować wyjąć piłkę, ale się nie dało. Pies zaczął tracić przytomność... Kuźwa, co robić. Przypomniałem sobie, że jak dziecko się dławi i nic nie pomaga, to warto spróbować złapać za nogi i po prostu zacząć nim trzepać. Tak też na szczęście zrobiłem. Pies zaczął oddychać. Prawdopodobnie to go uratowało, bo jak się okazało już na pogotowiu weterynaryjnym, piłka była w gardle i pies nie mógł w ogóle złapać powietrza, a jak nim potrzepałem, to przesunęła się do przełyku i zaczął oddychać nosem.
Piłka wyjęta szczypcami na pełnym znieczuleniu, siedziała tak mocno, że pani doktor musiała się zaprzeć, żeby ją wyszarpać (ja trzymałem głowę psa).
Jeśli macie swoje zwierzątko pod ręką, to nie szczędźcie mu głasków i buziaków.
Mój pieseł piłeczki już tylko w rozmiarze 3.
#smiesznypiesek #psy #zalesie #zwierzaczki


