Dzieńdobrerano się z Państwem,

Temat fetyszy @UmytaPacha ewidentnie zagnieździł mi się ostatnio (niczym gołębie na parapecie) w głowie. Zupełnie nie wiem dlaczego? Ani czy to dobrze, czy źle? Ale źródła inspiracji, jakiekolwiek ono by nie było, nie należy odrzucać, bo wena kapryśną jest i może się obrazić. A skoro w ogóle wygląda na to, że obecna edycja przemija nam mniej lub bardziej radośnie (o ile radosne mogą być opowieści spod znaku horroru) w temacie "Paszkowym", to postanowiłem się w ten trend wpisać.


Dlatego dzielę się poniżej z Państwem moim niewielkim, liczącym zaledwie 1250 słów, wkładem w zabawę #naopowiesci .


Fabryka


Ryszard ocknął się gwałtownie po krótkim letargu, który ciężko było nazwać snem. Przejmujący ból rozlewał się po całym jego ciele. Sytuacji zupełnie nie poprawiał fakt, że klatka, w której leżał skulony, miała może półtora metra szerokości i długości, a przez strzępki ubrania czuł lodowato zimną, metalową podłogę. Nieznośny, kwaśny fetor brudu i odchodów zaatakował mu brutalnie nozdrza, sprawiając, że nawet z zamkniętymi jeszcze oczami zakręciło mu się w głowie i ścisnęło w żołądku. Zwymiotowałby, gdyby tylko miał czym.


Przez chwilę próbował przypomnieć sobie jak długo już go tutaj trzymali, ale przez brak okien całkowicie stracił poczucie czasu. Nie był wstanie powiedzieć czy były to godziny czy dni.


Przeszył go nagły dreszcz zimna. Obejmując się ramionami próbował znaleźć inną pozycję, która pozwoliłaby - choć trochę - pozbyć się odrętwienia i bolesnych skurczów ale ciasna klatka nie pozostawiała wielkiego pola manewru. Klatek, takich jak jego, w pomieszczeniu było jeszcze kilka. Stały w szeregach pod ścianami niewielkiego, tonącego w półmroku pomieszczenia i wszystkie poza tą zajmowaną przez niego były puste. 


JUŻ były puste.


Kiedy pierwszy raz się ocknął, zupełnie nie pamiętając jak się tutaj znalazł, w pomieszczeniu były jeszcze cztery osoby. Starsza kobieta, mężczyzna i dwóch młodych chłopaków. Na początku próbował z nimi rozmawiać, ale wszyscy milczeli całkowicie sparaliżowani strachem i kulili się w najdalszych kątach swoich klatek.


Jedynymi dźwiękami w pomieszczeniu był płacz i jęki cierpienia. No i te najgorsze - dochodzące zza drzwi. Następowały bezpośrednio po tym jak przychodziła ONA. A po każdej jej wizycie w pomieszczeniu było o jedną osobę mniej. 


Za każdym razem wyglądało to tak samo. Ciężkie, podwójne drzwi, przypominające wejście na salę operacyjną jakiegoś szpitala, gwałtownie się otwierały i w prostokącie oślepiającego światła pojawiała się ONA. 


Jej drobna, kobieca sylwetka ubrana była w kitel, na którym resztki bieli walczyły bez powodzenia o miejsce z krwawymi plamami. Niektóre plamy miały wstrętną, brunatno-brązową barwę co sugerowało że powstały już dawno temu, inne były świeże i jasnoczerwone. Wolnym krokiem przechadzała się między klatkami, sącząc Kubusia i przyglądając się każdemu uwięzionemu uważnie. Ten zapach napoju - tak intensywnie malinowy - powodował, że pusty żołądek Ryszarda skręcał się w spazmach głodowego bólu.


— No i co moje ptaszynki, kogo dzisiaj zabiorę na wycieczkę? — zapytała beztrosko, jakby wybór należał do nich.


Dokonując wyboru na podstawie sobie tylko znanych kryteriów, a może całkiem przypadkowo, otwierała jedną z klatek, przyczepiała łańcuch do metalowej obroży, którą każde z nich miało na szyi i wlokła wijącą się w przerażeniu ofiarę w kierunku pomieszczenia, które znajdowało się za drzwiami.


Zaraz po tym jak drzwi się zatrzaskiwały słychać było przeraźliwe krzyki. Nie, nie krzyki... Nieludzkie wycie! Przerywane co jakiś czas charczeniem, dziwnymi odgłosami bliżej nieokreślonych urządzeń by za chwilę na nowo, z jeszcze większą intensywnością, wwiercać się w świadomość pozostałych więźniów. Czasami dźwięki urywały się nagle i następowała zbawienna cisza urozmaicona monotonnym buczeniem maszynerii. Innym razem skowyt cierpienia ciągnął się przez długie minuty, słabnąc powoli i nie było przed nim żadnej ucieczki.


Skulony Ryszard wpatrywał się tępo w puste klatki, kiedy drzwi nagle znowu się otworzyły. 


Oślepiające światło. I ten zapach. Zapach malin. 


Nie zebrał w sobie nawet tyle woli, żeby zerknąć w tamtą stronę. Usłyszał tylko powolne kroki i dzwonienie ciągniętego po podłodze łańcucha. Kiedy łańcuch przestał dzwonić, zorientował się, że stoi przed jego klatką. Dopiero wtedy uniósł głowę i spojrzał w jej uśmiechniętą twarz. “W innych okolicznościach byłaby to całkiem ładna twarz” - pomyślał smutno.


— Zostałeś mi już tylko ty wróbelku. — powiedziała do niego wyciągając klucz z tłustej i poplamionej kieszeni fartucha.


Odruchowo, pomimo iż wiedział, że to niczego nie zmieni, próbował skulić się jeszcze bardziej i wcisnąć w kąt tak, że pręty wbiły mu się w kręgosłup.


— Nie uciekaj. Nie ma sensu. — próbowała go uspokoić przypinając łańcuch do jego obroży.

— Gdzie mnie zabierasz?! Co ze mną będzie?! — wychrypiał przez długo nieużywane i zaschnięte gardło.

— Za chwilę się dowiesz. Już dobrze. Chodź! — i z zaskakującą siłą szarpnęła za łańcuch wyciągając go z klatki.


Ryszard miał niewiele siły żeby stawiać opór, ale nie zamierzał niczego ułatwiać. Ciągnięty po betonowej posadzce - jedną ręką, żeby się nie udusić, trzymał za naprężony łańcuch, a drugą próbował znaleźć cokolwiek, czego udałoby mu się uczepić w nadziei na opóźnienie nieuniknionego. Jakimś cudem udało mu się chwycić w palce pręty ostatniej klatki.


— To na prawdę bezcelowe! - warknęła poirytowana i pociągnęła jeszcze mocniej.


Mężczyzna zawył gdy poczuł jak pękają mu kości w dwóch palcach, aż zrobiło mu się ciemno przed oczami.


Pomieszczenie, do którego go zawlokła było oślepiająco jasne. Przez chwilę mrużył oczy przyzwyczajając je do zimnego, białego, laboratoryjnego oświetlenia. Kiedy jego wzrok wystarczająco oswoił się z blaskiem, pożałował że w ogóle może patrzeć. Z rosnącym przerażeniem i paniką rozglądał się po sali.


Była wielka. Po jednej stronie ciągnęły się rzędy półek, szafek i różnych metalowych stołów zastawionych wszelkiego rodzaju szklanymi fiolkami, kolbami, skraplaczami i różnego rodzaju destylatorami, wirówkami i bóg wie czym jeszcze. Wszystko to wypełnione było różnokolorowymi płynami, parowało albo bulgotało złowrogo. Cała przeciwległa ściana była w zasadzie wielką szybą, za którą widać było linię produkcyjną z rzędem pustych jeszcze słoików, czekających na napełnienie. 


Na środku za to stał wielki stół ze stali nierdzewnej z regulowanym uchwytami do mocowania przegubów nadgarstków i kostek. Obok leżały przyrządy. Piły, noże, tasaki, skalpele, haki i inne narzędzia których nawet nie potrafiłby nazwać.


A wszystko to albo ociekało świeżą krwią, albo było poobklejane zaschniętą mazią. Dookoła, gdzie nie spojrzał, leżały gnijące szczątki ludzkich ciał: kawałki kończyn, wnętrzności, włosy, fragmenty skóry i kości. Poczuł że natrafił na coś dłonią na podłodze. Spojrzał w tamtą stronę i kiedy zorientował się, że trzyma w dłoni gałkę ludzkiego oka puściły mu zwieracze. Chciał wrzasnąć ale terror ścisnął go za gardło tak, że tylko zacharczał.

Nawet nie zorientował się jak i kiedy znalazł się na stole, a ONA kończyła przypinać mu nogi i ręce do stołu. Obrócił głowę i zobaczył pod szklaną ścianą wielkie zbiorniki z napisem OCET i wściekle żółtymi symbolami “biohazard”. Ich zawartość powoli przelewała się gumowym wężem do sąsiedniego pojemnika, który wyglądał jak ogromny blender z potężnym ostrzem na spodzie. Pomieszczenie zaczynało się wypełniać kwaśnym, lekko sfermentowanym zapachem octu. Z wielkiego rozdrabniacza, skomplikowany układ rur i jakiś urządzeń (przeszło mu przez głowę, że to chyba pompy) prowadził za szybę do aparatury napełniającej czekające na taśmociągu słoiki.


Nagle poczuł ukłucie na szyi i rozpierające ciepło rozchodzące się błyskawicznie po całym ciele.


— To znieczulenie, mój ty szpaczku — szepnęła mu do ucha — Nie chcielibyśmy, żebyś za szybko nam tu zszedł. Krew przestaje wtedy krążyć i ciało wiotczeje a to zdecydowanie niekorzystnie wpływa na konsystencję i smak. Później trzeba całe partie wycofywać z rynku.


Zaczął zapadać się w letarg, wdzięczny za chwilowe otępienie. Nagle do świadomości przywołał go rozdzierający ból, silniejszy od wszystkiego co do tej pory pamiętał. Zaczął się szarpać i wyrywać ale pewnie trzymające pasy poraniły mu tylko nadgarstki. Na tyle na ile zdołał, uniósł głowę i spojrzał w dół ciała! P to tylko, żeby z przerażeniem zobaczyć jak ONA trzyma w ręku jego jelita i wrzuca po kawałku do blendera. Zaczął się drzeć, ale wrzaski zostały stłumione przez uruchamiającą się aparaturę. Ostrze miksera zawirowało. Przez długie minuty z niedowierzaniem, że jeszcze nie zemdlał, oglądał jak kolejne jego wnętrzności lądują w wirującej brei. Powoli tracił kontakt z rzeczywistością. Usłyszał jeszcze jak uruchamiają się pompy i do życia budzi się taśmociąg za szybą. Odwrócił się w tamtą stronę by zobaczyć jak napełnia się pierwszy słoik. Z wielkim trudem zdołał przeczytać niewielką, biało-zieloną etykietę. 


Majonez Kielecki!


Terminalne drgawki szarpnęły jego głową w drugą stronę a ostatnie co zarejestrowała, gasnącym wzrokiem, jego świadomość był, stojący na stole między probówkami, wazon. Z bukietem świeżych, krwisto-czerwonych róż…


#zafirewallem #naopowiesci #tworczoscwlasna

Komentarze (16)

George_Stark

Drobna, kobieca sylwetka pociągająca Ryszarda z taką siłą, że aż pękają mu kości palców wskazuje na to, że malinowy Kubuś musiał mieć podobne działanie co najmniej do soku z gumijagód.


Zaraz się okaże, że zbierzemy te opowiadania i wydany w antologii 50 pach Pachy.


EDIT: A w ogóle to Twój debiut opowiadaniowy tutaj?

fonfi

@George_Stark no taki był zamysł, że ONA drobra ale nadludzko silna. Czy to zasługa Kubusia. Być może… Ale to już tylko @UmytaPacha może nam zdradzić.

Pod pomysłem antologii podpisuję się obiema rękami. Jestem gotów nawet skład do drukarni przygotować i zlecić 😁

A z tym debiurem to ciiii. Bo się zaraz zorientują i zlecą jak sępy 😅

fonfi

@UmytaPacha jak to nie? Piszmy! Tylko w pierwszym opowiadaniu trzeba dobrze Paszkę scharakteryzować, żeby później czytelnicy symbolikę łapali 😜

fonfi

@UmytaPacha rozumiem, że to w afekcie za Kielecki? No cóż, sam się prosiłem… 😣

fonfi

@UmytaPacha

Zemstę Paszkową przyjmę na klatę,

Nazwać mnie może nawet psubratem,

Choć ja nic nie mam do Kieleckiego,

Do rymów jest temat wdzięczny z niego… 😉

splash545

@UmytaPacha no cóż #naopowiesci rządzą się innymi prawami niż #naczteryrymy więc o tym kto wygra niekoniecznie decydują pioruny

¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯

splash545

@fonfi ale i tak coś czuję, że masz bardzo dużą szansę na zwycięstwo.

splash545

@UmytaPacha no co Ty?! Tak powstaje Kielecki? ಠ_ಠ

Tak tylko dodam, że nikt z #rebeliapomorskiego by czegoś takiego nie zrobił.

Zaloguj się aby komentować